Choć pierwsza tura wyborów prezydenckich w Wałczu przebiegła bez większych zakłóceń, dzień później wydarzyło się coś, co ten spokój zburzyło. W mediach społecznościowych ukazał się filmik opublikowany przez niepełnoletniego użytkownika. Na nagraniu widać, jak nastolatek – posługując się cudzym dowodem tożsamości – bez przeszkód głosuje w lokalu wyborczym. Sprawa, która błyskawicznie zyskała rozgłos, trafiła już do prokuratury i może mieć poważne konsekwencje zarówno dla młodego twórcy, jak i członków komisji wyborczej.
Odbywająca się 18 maja pierwsza tura wyborów prezydenckich przebiegła w Wałczu bez poważniejszych zakłóceń. Wyniki głosowania zostały policzone, opublikowane i przekazane do Państwowej Komisji Wyborczej. Z naszych informacji wynika, że nikt nie zgłaszał zastrzeżeń do przebiegu głosowania.
W poniedziałek 19 maja w mediach społecznościowych pojawił się jednak filmik, opublikowany przez niepełnoletniego użytkownika. Nastolatek w żaden sposób nie ukrywał swojej tożsamości. Profil jest opisany imieniem i nazwiskiem, a na nagraniu, dokonanym przez osobę trzecią, dokładnie widać twarz chłopaka. Słychać też jego wypowiedzi.
Filmik dokładnie opisuje sekwencję zdarzeń. Wynika z niego, że chłopak trzyma w ręce dokument tożsamości, prawdopodobnie należący do jego ojca lub opiekuna. Na nagraniu widać, że młody człowiek w lokalu wyborczym, mieszczącym się w Wałeckim Centrum Kultury, legitymując się cudzym dowodem tożsamości pobiera od jednej z członkiń komisji wyborczej kartę do głosowania i dokonuje aktu wyborczego. Filmik kończy się wypowiedzią nastolatka, który chwali się, że jemu się udało i zachęca innych użytkowników do przesyłania informacji, czy ich próby również zakończyły się sukcesem.
W powyborczy poniedziałek informacja o zdarzeniu odbiła się szerokim echem nie tylko w Wałczu. Filmik przez kilka godzin od publikacji zyskał 169 tys. odtworzeń. Warto przy okazji zaznaczyć, że nastolatek jest dość aktywnym twórcą internetowym, obserwowanym przez niemałe grono użytkowników, przede wszystkim z młodego pokolenia.
Sprawę – bez względu na intencje przyświecające nastolatkowi – należy potraktować jako naruszenie prawidłowego przebiegu wyborów. Po ujawnieniu zdarzenia powiadomiona została Dorota Draus z Urzędu Miasta w Wałczu, do której obowiązków należy m.in. „organizowanie czynności związanych z przeprowadzaniem wyborów (…)”, jak wynika z metryczki umieszczonej w Biuletynie Informacji Publicznej. Warto zaznaczyć, że D. Draus zajmuje się tym od lat.
– O zdarzeniu poinformowana została Państwowa Komisja Wyborcza – zapewniła nas D. Draus. – Zawiadomione zostaną również organy ścigania i w sprawie prawdopodobnie wszczęte zostanie postępowanie.
Przede wszystkim, jeśli okaże się, że zdarzenie miało charakter incydentalny – to według naszej wiedzy, nie będzie ono skutkować unieważnieniem i powtórzeniem wyborów ani w komisji w WCK, ani nigdzie indziej. Apel twórcy filmiku sugeruje wprawdzie, że podobnych akcji mogło być więcej i mogły one mieć miejsce wszędzie, ale ustaleniem faktycznego przebiegu zdarzeń zajmą się powołane do tego organy.
– Zawiadomienie w tej sprawie trafiło do prokuratury – informuje oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Wałczu asp. sztab. Beata Budzyń.
Należy się spodziewać, że w trakcie postępowania ustalone zostaną motywy, którymi kierował się autor filmiku, a także kto mu pomagał w jego nakręceniu i w jaki sposób wszedł w posiadanie cudzego dokumentu tożsamości. Problemy mogą nie ominąć także członkini komisji wyborczej, która zbyt pobieżnie zweryfikowała tożsamość osoby, której wydała kartę do głosowania.
Tomasz Chruścicki
Od autora: Cała ta afera przypomina mi trochę fałszywe alarmy o podłożeniu bomby w jakiejś szkole, szpitalu czy urzędzie. Wiem, że w dzisiejszych czasach to prawdziwa plaga. Zakładam, że to wszystko stało się dla żartu – tyle, że mnie, boomera, jakoś nie bardzo on śmieszy. Nie śmieszą mnie zwłaszcza konsekwencje, jakie mogą spotkać samego chłopaka, jego rodziców oraz panią z komisji wyborczej, która najprawdopodobniej zwyczajnie się zagapiła i przeoczyła, że chłopak legitymuje się czyimś dowodem. A o tym, że podobnych zdarzeń mogło być jednak więcej, nie chcę nawet myśleć.
Doprawdy, boki zrywać!
I jeszcze gwoli wyjaśnienia: nie ujawniamy żadnych personaliów (każdy może tego dokonać, jeśli to go ciekawi), bo nie o nazwiska chodzi tu najbardziej, tylko o sposób myślenia, o ile mogę się tak wyrazić…
