– Różnica w liczbie zatrudnionych pracowników w firmie Eagle w Wałczu, porównując styczeń 2024 do lutego 2025, wynosi osiem osób – w rozmowie z Zuzanną Błaszczyk-Koniecko mówi prezes zarządu Eagle Lasers Janusz Marcin Ejma, obalając plotki o masowych zwolnieniach w tym przedsiębiorstwie. – Przy stanie zatrudnienia wynoszącym 350 – 360 pracowników oznacza to zmianę poniżej dwóch procent, czyli dokładnie tyle, o ile nasze zatrudnienie zmienia się co miesiąc w ciągu roku – raz w dół, raz w górę.
W kuluarach mówi się, że Eagle ma zwolnić w sumie 150 osób. To prawda?
– Absolutnie nie. Nie ma takich planów. Rzeczywiście zmieniamy strukturę zatrudnienia: potrzebujemy trochę mniej ludzi w administracji i na produkcji, a więcej w działach technologicznych i konstrukcyjnych. Te działy dają nam przewagę konkurencyjną i przekładają się na zwiększenie sprzedaży. Zwalnianych i odchodzących pracowników produkcji nie zastępowaliśmy więc pracownikami produkcji, tylko osobami z wykształceniem wyższym technicznym. Zresztą trudno mówić o masowych zwolnieniach, gdy zmiana struktury zatrudnienia w większości opiera się na nieprzedłużeniu umowy z pracownikami zatrudnionymi na czas określony. Ich umowy po prostu się skończyły.
Zawsze powtarza pan, że język liczb jest konkretny i uniwersalny. Porozmawiajmy więc o konkretach.
– Przygotowując się do rozmowy, sięgnąłem po szczegółowe dane na temat zwolnień i zatrudniania pracowników. Różnica w liczbie zatrudnionych pracowników w firmie Eagle w Wałczu, porównując styczeń 2024 do lutego 2025, wynosi osiem osób. Oznacza to, że mamy rzeczywiście 8 osób mniej w naszej wałeckiej spółce, za to w spółkach nam podległych poza granicami państwa, w naszych oddziałach zatrudniliśmy wiele dodatkowych osób. W tym kontekście nasze całkowite zatrudnienie w ogóle nie spadło. Gdy analizujemy wyłącznie spółkę w Wałczu, to te 8 osób przy stanie zatrudnienia wynoszącym 350-360 pracowników oznacza zmianę poniżej 2 procent, czyli dokładnie tyle, o ile nasze zatrudnienie zmienia się co miesiąc w ciągu roku – raz w dół, raz w górę. Są to całkowicie normalne wahania. Nasze miesięczne zmiany zatrudnienia są praktycznie takie same, jak przez ostatni rok. W wyniku zmiany struktury zarządzania i dzięki inwestycjom w automatyzację, realizowanym i planowanym oraz poprawie organizacji w szczególny sposób stawiamy teraz na inżynierów. Prowadzimy ciągłą rekrutację, pozyskując specjalistów z odległych miejsc, czemu ma też służyć uruchomienie biura konstrukcyjnego w Szczecinie. Poza tym w marcu tego roku otworzyliśmy oddział firmy w USA.
Z czego te plotki mogą wynikać i kto je rozpowszechnia?
– Plotki zwykle wynikają z naszej natury ludzkiej i natury procesu ich powstawania, z którymi nikt jeszcze nigdy nie wygrał. W naszym przypadku możemy oczywiście się tylko domyślać, że ich podstawą było niezrozumienie zmian zachodzących w przedsiębiorstwie i braku dokładnej wiedzy o procesie rekrutacji. Na pewno sprawy nie ułatwiła sytuacja, która miała miejsce w Albatrosie, wiele osób próbowało szukać analogii pomiędzy naszymi firmami i zwolnieniami.
Z całą pewnością zawiodła też komunikacja, co właśnie naprawiamy. Nasz dział HR wyciągnął z tej sytuacji wnioski i poprawia swoje działania, aby zapobiegać podobnym przypadkom, a nie tylko na nie reagować.
Dla pracownika produkcji ograniczenie zatrudnienia w jednym miejscu mogło być niepokojące, ponieważ nie wiedział on, że w tym samym czasie zatrudniliśmy kilka osób w dziale konstrukcyjnym. Dla przykładu: w naszym nowo otwartym biurze w Szczecinie zatrudniliśmy już 10 osób.
W mojej ocenie mieliśmy tu do czynienia ze zwykłą naturą rzeczy. Jeden pracownik usłyszał, że zwolniliśmy 3 osoby, przekazał tę informację komuś innemu, kto tę liczbę zwielokrotnił. To efekt plotkarskiej kuli śnieżnej, z którą dziś jako firma musimy się zmierzyć. Poświęcamy wiele czasu i energii, by doniesienia dementować i uspokajać resztę załogi. Oczywiście, jak każda firma, borykamy się również z pracownikami o np. 50-procentowej absencji lub wykazującymi się negatywną postawą, niskimi umiejętnościami, nierokującymi poprawy. Z takimi pracownikami – co nie powinno nikogo dziwić – rzeczywiście się żegnamy, ale tak było w Eagle od zawsze. Stawiamy na najlepszych.
Co spowodowało, że zdecydował się pan poruszyć ten temat na zewnątrz?
– Te plotki są szkodliwe, ponieważ mogą zakłócić proces rekrutacji i sprawić, że ktoś nie zaaplikuje do nas albo wręcz zdecyduje się na odejście. Nie możemy sobie na to pozwolić. Oczywiście prowadzimy komunikację wewnętrzną w firmie i uspokajamy nastroje, ale chciałbym też dotrzeć do rodzin naszych pracowników i zapewnić ich, że nie ma powodów do niepokoju. Eagle to jedna z większych wałeckich firm, nic dziwnego, że budzi zainteresowanie mieszkańców i jest obiektem plotek, a ponieważ jestem zwolennikiem otwartej komunikacji, chętnie się z nimi mierzę. Nie martwcie się, firma jest w dobrej sytuacji finansowej, jest bezpiecznym pracodawcą i ma plany na szybki rozwój.
Nie jest jednak plotką, że sytuacja w branży laserowej i szerzej – maszynowej, pogorszyła się.
– To prawda. Przyczyny są różne, złożone i wynikają z uwarunkowań rynkowych, a nie, co dla nas najistotniejsze, z utraty przewagi technologicznej. Ten okres, kiedy zamówień na rynku jest mniej, wykorzystujemy na wzmocnienie pozycji firmy, wypracowanie nowych rozwiązań i technologii oraz zmianę struktury organizacyjnej. Jestem przekonany, że wyjdziemy z tego silniejsi i dzięki wprowadzeniu rewolucyjnych zmian uzyskamy jeszcze większą przewagę technologiczną nad konkurencją.
Wprawdzie spadek sprzedaży, który my także odnotowaliśmy, powinien przełożyć się na zmniejszenie zatrudnienia do około 220 osób, ale to ja osobiście podjąłem decyzję o utrzymaniu potencjału i niezwiększaniu skali zwolnień. Mimo że ubiegły rok był trudny, osiągnęliśmy zysk i już dostrzegamy poprawę koniunktury. Potwierdza to stopniowy wzrost liczby zleceń. Jestem pewien, że drugie półrocze będzie dla nas bardzo pracowite.
Jakie są najważniejsze zadania stojące przed firmą?
– Priorytetem na ten rok jest dla nas wzrost poziomu sprzedaży. To już się dzieje, ale mimo to nieustannie inwestujemy w sieć dystrybucji, oprogramowanie i wdrażamy przełomowe dla nas rozwiązanie – Eagle Trust, wspierające proces sprzedaży. Inwestujemy też w nowe produkty. Naszą najnowszą wycinarką jest FlowIn, która rozwiązuje problem sortowania. FlowIn otwiera nam drogę do tworzenia maszyn autonomicznych, które w tej branży są przyszłością. Liczymy, że w ciągu pięciu lat nasze wycinarki laserowe będą całkowicie autonomiczne, czyli przez 7 dni w tygodniu, 24 godziny na dobę, nie będą wymagały ingerencji operatora. Maszyna będzie sama produkować, pobierać materiał, ciąć go, oddzielać od odpadów, sortować zarówno gotowe elementy, jak i odpad, a następnie przekazywać gotowe elementy do kolejnych procesów.
Brzmi kosmicznie…
– Nie dla mnie. Stworzyliśmy już wiele innowacyjnych rozwiązań, które wyznaczają światowe trendy i zapewniają nam ogromną przewagę technologiczną nad konkurencją. Tę dominację osiągamy dzięki konstruktorom, inżynierom i specjalistom od automatyzacji. Ponieważ na lokalnym rynku pracy nie ma ekspertów w tej dziedzinie, uruchomiliśmy oddział w Szczecinie i tam kompletujemy zespół. Zatrudniliśmy już 10 osób, potrzebujemy jeszcze 10.
Warto sobie uświadomić, że produkowane w Wałczu wycinarki laserowe trafiają na cały świat. Mamy już oddziały w Skandynawii, we Włoszech, Niemczech oraz w Chicago. To nasz najnowszy oddział, uruchomiliśmy go w ubiegłym tygodniu z zamiarem zwiększenia obecności na rynku amerykańskim. Zatrudniliśmy już pierwszych pracowników, którzy dalej będą sami prowadzić proces rekrutacji, a wkrótce powitamy ich na szkoleniach w Wałczu.
Dziękuję za rozmowę
a coś się w USA sprzeda jak Trump cła podniesie?