środa, 30 kwietnia
Strona głównaAktualnościCzerwony Kapturek do likwidacji

Czerwony Kapturek do likwidacji

W sierpniu tego roku Przedszkole Niepubliczne Czerwony Kapturek w Wałczu kończy działalność. Obecnie pod opieką placówki jest 61 dzieci, w tym 43 małych mieszkańców Wałcza. Czy wystarczy dla nich miejsc w miejskich przedszkolach? A co z dziećmi z terenu gminy Wałcz, które tam uczęszczają?

Według danych ze stycznia br. pod opieką Czerwonego Kapturka jest 61 dzieci, z czego 43 to mieszkańcy Wałcza. W grupie 43 małych wałczan 11 to siedmiolatki, które rozpoczną naukę w szkole, a 9 to sześciolatki, które będą realizować obowiązkowe roczne przygotowanie przedszkolne w przedszkolach lub oddziałach przedszkolnych.

– Pozostałe 23 najmłodsze dzieci także postaramy się umieścić w naszych placówkach – zapewnia naczelnik wydziału edukacji w Urzędzie Miasta Jolanta Chłopińska. – Szukamy dobrego rozwiązania i na pewno nie zostawimy rodziców wałeckich maluchów z problemem znalezienia miejsca w przedszkolu publicznym lub oddziale przedszkolnym w szkole. Szczegóły podamy zainteresowanym rodzicom po 24 lutego. Wydamy w tej sprawie stosowny komunikat, a zadanie zapewnienia miejsca dzieciom przejmie wydział edukacji Urzędu Miasta.

Obecnie pod opieką Czerwonego Kapturka jest także 18 małych mieszkańców gminy wiejskiej Wałcz. Wójt Jan Matuszewski wie o zamiarze likwidacji i deklaruje, że dla każdego dziecka znajdzie się miejsce w którejś z gminnych placówek.

– Znam ten problem, jestem po rozmowach z dyrektorami i jesteśmy przygotowani na przyjęcie dzieci – zapewnia. – Cały czas rozbudowujemy sieć naszych gminnych placówek. Obecnie przyjmujemy już dzieci 2,5-letnie, zapewniając im dojazd autobusem z wykwalifikowanym opiekunem.

***

Przypomnijmy, Czerwony Kapturek to pierwsze niepubliczne przedszkole w Wałczu. Powstało w 2001 roku w budynku, który został zbudowany na potrzeby żłobka, potem mieściło się tam także przedszkole z tzw. oddziałem dzieci młodszych. Kierowała nim Małgorzata Jaworska. Kiedy „miasto”, jeszcze za czasów Zdzisława Tuderka, ogłosiło konkurs na poprowadzenie placówki niepublicznej, M. Jaworska wystartowała w konkursie i wygrała.

– To był wtedy rodzaj eksperymentu. W Wałczu ani w najbliższej okolicy nie było podobnej placówki, ale ponieważ ten zawód był moją pasją, postanowiłam zaryzykować – wspomina. – Prowadzenie tego przedszkola wiązało się z niekończącymi się pracami remontowymi i koniecznością spędzania tam każdej wolnej chwili. Tak naprawdę w życie przedszkola zaangażowana była cała moja rodzina, przede wszystkim mąż – budowlaniec.

Mimo że placówce wieszczono rychły koniec, nic takiego nie nastąpiło. W 2019 r. M. Jaworska postanowiła przejść na emeryturę, przekazując stery synowi, który – choć ukończył wymagane w tym zawodzie studia – nie ukrywał, że prowadzenie przedszkola nie jest jego wymarzonym zajęciem. Do tego doszły kwestie ekonomiczne, wynikające ze stale zmniejszającej się liczby dzieci. Mimo że Czerwony Kapturek jest w stanie pomieścić nawet 140 dzieci, obecnie chodzi ich tam zaledwie 61.

– Każda, nawet drobna, podwyżka o 50, czy 100 zł, którą byliśmy zmuszeni wprowadzić, wiązała się z odejściem kilkorga dzieci. Rodzice robili też tak, że zapisywali do nas 2,5-latki, a kiedy podrosły, przenosili je do miejskich placówek z uwagi na niższe koszty. Każde rozpoczęcie nowego roku szkolnego to była wielka niewiadoma, ponieważ rodzice zapisywali do nas dzieci, a kiedy zwalniało się miejsce w miejskim przedszkolu, posyłali je tam, nawet nas o tym nie informując – opowiada M. Jaworska. – Ta ciągła niepewność, coraz mniejsza liczba dzieci, niewystarczająca dotacja z gminy miejskiej oraz małe wpływy od rodziców, spowodowały, że podjęliśmy decyzję o zamknięciu. Tak naprawdę sztucznie je utrzymujemy tylko z uwagi na nasze wnuczki.

Małgorzata i Leszek Jaworscy w adaptację budynku (wybudowany został z myślą o żłobku) włożyli – jak podkreślają – kolosalne pieniądze. Dbali też o wysokiej jakości wyposażenie, bezpieczną nawierzchnię placu zabaw, nowoczesną kuchnię, schludne łazienki i dlatego uważają, że miasto powinno tę placówkę od nich… odkupić.

– To ponad 20 lat naszej ciężkiej pracy, pieniędzy i serca, które wkładaliśmy w to miejsce – mówi L. Jaworski. – Szkoda by było, żeby jakiś deweloper to wszystko zburzył. Nie ukrywam, że oprócz rozmów z miastem, prowadzimy także rozmowy z innymi podmiotami i jeśli miasto nie będzie zainteresowane kupnem i dalszym prowadzeniem placówki, sprzedamy nieruchomość zainteresowanemu.

W swoim piśmie do burmistrza i radnych M. i L. Jaworscy piszą, że prowadzą rozmowy z deweloperami i organizacją pozarządową, która chciałaby tam utworzyć ośrodek dla uchodźców – matek z dziećmi.

– Nie ukrywam, że sam wykonałem kilka telefonów do potencjalnych zainteresowanych, także do różnych fundacji i stąd zrodził się pomysł utworzenia tu takiego ośrodka – mówi L. Jaworski.

Kiedy zapytaliśmy, czy informacja o ośrodku dla uchodźców miała na celu wywarcie presji na radnych i burmistrzu, żeby zdecydowali się przejąć budynek, L. Jaworski stanowczo zaprzeczył.

Wydaje się, że na kupno budynku przez miasto raczej nie ma szans. Skoro dla obecnych właścicieli prowadzenie przedszkola jest nieopłacalne z uwagi na zmniejszającą się liczbę dzieci, dla samorządu także będzie to obciążeniem.

– W budżecie gminy na 2024 nie zaplanowano takiego wydatku – informuje naczelnik J. Chłopińska. – Sprawa likwidacji Czerwonego Kapturka pojawiła się w styczniu, gdy organ prowadzący przedszkole złożył wniosek o wykreślenie placówki z rejestru z dniem 31 sierpnia 2024 r. Siłą rzeczy wniosek o zakup nie mógł być dyskutowany z Radą Miasta w ubiegłym roku, gdy powstawał plan budżetu gminy.

zbk

Poprzedni artykuł
Następny artykuł
Zobacz również

Pożegnanie z Anią

Areszt dla dilera

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Reklama -spot_img

Popularne

640 podpisów dla dyrektorki GOK-u

Pożegnanie z Anią

Życie nam niemiłe?

Duży hokej na Bukowinie