czwartek, 19 września
Strona głównaAktualnościDlaczego Ukraińcom trzeba nadal pomagać?

Dlaczego Ukraińcom trzeba nadal pomagać?

Rok temu wielu z nas zaangażowało się w akcję pomocy dla Ukraińców, uciekających do Polski, gdzie szukali schronienia. Na różne sposoby pomagały instytucje, firmy, osoby prywatne. Robiliśmy to odruchowo, spontanicznie i bezinteresownie, bo tak po prostu było trzeba. Dzieliliśmy się z uchodźcami tym, co sami mieliśmy, bo uważaliśmy, że tak powinni postępować przyzwoici ludzie. Nasi sąsiedzi nadal potrzebują pomocy. Jadwiga Fecek w siedzibie Fundacji Prosvita przy al. Zdobywców Wału Pomorskiego 11 organizuje zbiórkę darów, które mają im pomóc przetrwać zimę.

Co słychać u Twoich Ukrainek?Takie pytanie zadała mi kilka dni temu jedna ze znajomych. „Moje” Ukrainki to uchodźczynie: emerytowana solistka zespołu pieśni i tańca działającego przy Filharmonii w Kijowie, jej córka ekonomistka i wnuk nastolatek trafiły do mnie w marcu 2022 r. po doświadczeniach bombardowań w Czernihowie i okupacji Buczy.

Solistka mieszkała z nami do końca 2022 r., jej córka z wnukiem wyjechali do Kijowa w lipcu tegoż roku. Tę rodzinę przyjęliśmy na fali moralnego wzmożenia po wybuchu wojny i utrzymywaliśmy ze środków prywatnych.

Psycholożka dziecięca pracująca w przedszkolu z  córeczkami 4 i 5 lat z Kijowa i jej siostra fizykoterapeuta, mistrzyni paraolimpijska z Odessy; księgowa z Charkowa z 8-letnią córką; prawniczka – również Charkowa i jej siostra z Mariupola z córką 6 lat; analityczka bankowa z córkami: pomocą stomatologiczną i gospodynią domową oraz 3 wnuków. Ci uchodźcy mieszkali u mnie w okresie  czerwiec – wrzesień 2022 r.

Wrócili oni na Ukrainę po rozpoczęciu roku szkolnego,  bo dzieci nie odnalazły się w polskich szkołach. Nie zawsze pojechali do swoich domów, częściej trafiali do rodzin na zachodzie Ukrainy.

Utrzymujemy ze sobą kontakt, za wyjątkiem księgowej z Charkowa, z którą kontakt urwał się styczniu tego roku.

Podczas pobytu w Polsce księgowa, prawniczka i analityczka pracowały zdalnie. Pozostałe dziewczyny podejmowały się doraźnych prac: sprzątania, przygotowania ukraińskich potraw, stylizacji paznokci. Nie chciały podejmować stabilniejszych zajęć, bo wszystkie liczyły, że lada dzień wrócą na Ukrainę, co w końcu zrealizowały.

Pomieszkiwały z nami przez 6 tygodni jeszcze dwie dziewczyny, mocno się od wszystkich dystansując. Wyjechały bez pożegnania i rozliczenia. Dokąd? Nie wiadomo.

Była jeszcze kucharka z mężem i córką, pracująca na kuchni COS Bukowina. Skąd uciekali – nie wiem. Po 2 miesiącach wyjechali do Zielonej Góry, gdzie według niesprawdzonych wieści prowadzą przydrożny bar.

Te osoby trafiły do mnie, bo prowadziłam pensjonat i dysponowałam pokojami z aneksami kuchennymi. Wszyscy przyjechali do Polski w lutym lub na początku marca 2022 r. Mieszkali w COS Bukowina, ale przed sezonem letnim musieli opuścić ośrodek, bo był potrzebny dla sportowców, albo u innych rodzin i trafiły do mnie, kiedy skończył się 120-dniowy okres finansowania przez Państwo Polskie.

Wynajęłam im pokoje za zwrot kosztów (elektryczność, gaz, woda). Wyżywienie zapewniały sobie wszystkie te rodziny we własnym zakresie. Jedni płacili z niewielkim naddatkiem to, co wynikało z kosztów. Inne dziewczyny rozliczały się co do złotówki, ale dodatkowo podejmowały się pracy w ogrodzie i obejściu. Tego roku porządek w ogrodzie był jak na bloku operacyjnym, a rośliny – pomimo upalnego lata – miały pod dostatkiem wody i plony były naprawdę imponujące, więc było się czym dzielić.

Niestety, ich dochody były więcej niż mizerne, bo jak wyraziła to emerytowana solistka, „w Ukrainie miałam mieszkanie, przyjaciół i wysoką emeryturę. Tu w Polsce moja emerytura to 300 zł. Jak za to żyć?”. Jakie dochody miały pozostałe moje ukraińskie lokatorki – nie wiem, ale obserwując ich strukturę zakupów na pewno niewiele wyższe.

Wszystkie korzystały z pomocy żywnościowej i odzieżowej. Niektóre z moich koleżanek miały im to za złe, bo dziewczyny były widywane w sklepach i w kawiarniach. Tak, chodziły do sklepów, ale najczęściej po to, żeby oglądać i dziwić się cenom. W kawiarniach spotykały się, żeby się  wyżalić, dodać sobie otuchy, wymienić informacjami.

Nadal utrzymuję z tymi „moimi” Ukrainkami kontakt w mediach społecznościowych. Piszą: „u nas wsio normalno, rabotajem, żywiom, dziecki w szkole”. One próbują zrozumieć, co ja piszę po polsku, a ja przypominam sobie, czego się uczyłam w szkole na lekcjach języka rosyjskiego. Pomocą oczywiście służy mi „mister tłumacz z Google”. Niekiedy bywa zabawnie.

Na pytanie, w czym Im można pomóc, mają jedną odpowiedź: „nam niczego nie nada, my żywiom normalno” – choć skarżą się, że wynagrodzenie jest niższe, niż przed wojną, że ceny coraz wyższe. Jedyne, co je martwi, to sytuacja na froncie, gdzie są ich bliscy (mężowie, bracia, ojciec) i warunki życia ludności, która pozostała na terenach przyfrontowych.

Faktycznie, wojna na Ukrainie nam spowszedniała. Ale na wschodzie Ukrainy pozostali ci, którzy nie chcieli lub nie mogli zostawić swoich bliskich – starych, niepełnosprawnych, albo zbyt przestraszonych, by uciekać. Pozostali również ci, którzy nie mieli sił i środków.

„Moje” Ukrainki to jednak klasa średnia; miały tyle środków finansowych, by wyjechać i kilka miesięcy przeżyć w obcym środowisku. Ja zapewniałam im tylko dach nad głową i to za niewielką, ale jednak odpłatnością.

Idzie zima – w Ukrainie, zwłaszcza na jej wschodzie, dużo ostrzejsza, niż w Polsce. Domy są zniszczone albo „tylko” uszkodzone. Nie zawsze było jak zasiać i zebrać plony. Pomoc nawet jeśli dociera, to jest niewystarczająca. Nam – choć wcale niełatwo – żyje się jednak lepiej.

Dlatego apeluję do tych, którzy do tej pory pomagali i do tych, którzy chcą się dołączyć dopiero teraz, żeby nie pozostali obojętni.

Fundacja Prosvita nadal wysyła pomoc na Ukrainę. W dniach 13 i 14 listopada będę pełniła dyżur w lokalu wałeckiej Fundacji Prosvita przy al. Zdobywców Wału Pomorskiego 11. Zastanówcie się Państwo, jak możecie pomóc przetrwać zimę osobom żyjącym w strefie przyfrontowej na wschodzie Ukrainy i przynieście, co możecie.

Prosvita wysyła transport właśnie tam, na wschód Ukrainy, 15 listopada br.

A że mamy naprawdę hojne serca, świadczą wszystkie organizowane w Wałczu i okolicach akcje charytatywne.

Jestem przekonana, że ja i inne osoby które spędzą ten czas w lokalu Prosvity, będą miały co robić przy pakowaniu darów.

Jadwiga Fecek

Od Redakcji. Rok temu wielu z nas zaangażowało się w akcję pomocy dla Ukraińców, uciekających do Polski, gdzie szukali schronienia. Na różne sposoby pomagały instytucje, firmy, osoby prywatne. Robiliśmy to odruchowo, spontanicznie i bezinteresownie, bo tak po prostu było trzeba. Dzieliliśmy się z uchodźcami tym, co sami mieliśmy, bo uważaliśmy, że tak powinni postępować przyzwoici ludzie. Nie oczekiwaliśmy w zamian pieniędzy ani nawet wdzięczności. Większość z nas wierzyła, że gdybyśmy kiedyś znaleźli się w podobnej sytuacji, to spotkalibyśmy się z podobnym przyjęciem w Ukrainie. I ta wiara oraz chęć niesienia pomocy walczącemu o swoją i naszą niepodległość narodowi ukraińskiemu nadal w nas nie umarła – mimo, że wiele się przez półtora roku od wybuchu wojny zmieniło. W Polsce coraz częściej do głosu dochodzą ci, którzy twierdzą, że pomoc militarna i humanitarna dla Ukrainy była błędem, za który słono zapłaciliśmy i zapłacimy w przyszłości jeszcze więcej. Doszło do konfliktu o ochronę polskiego rynku, zasypywanego ukraińskim zbożem, które miało tylko przejechać przez nasz kraj, ale w wyniku pazernych działań wielu cwaniaków w jakiś tajemniczy sposób zostawało w Polsce, co naraziło na poważne straty wielu polskich rolników. Próby ochrony rodzimego rynku wywołały na Ukrainie oburzenie i skierowanie sprawy do międzynarodowego arbitrażu. W Polsce zostało to uznane za niewdzięczność, a niejako przy okazji nasiliły się wołania o historyczne rozliczenia, dotyczące rzezi na Wołyniu. Generalnie, oficjalne relacje polsko-ukraińskie wyraźnie ostygły.

Tymczasem w Ukrainie nic się nie zmieniło. Tam nadal trwa krwawa wojna, w której giną walczący o swoją ojczyznę żołnierze, systematycznie dochodzi do aktów ludobójstwa na cywilnej ludności. Giną dzieci, kobiety, starcy. Ludzie nocują w schronach, szukając w nich schronienia przed bombardowaniami i nalotami rakietowymi. Wielu z nich znamy osobiście, bo zimą i wiosną przyjęliśmy ich pod swój dach. Potem oni wrócili do siebie, ale czy przez to przestali potrzebować naszej pomocy? Czy powinniśmy teraz, w przededniu kolejnej zimy, zostawić ich samym sobie?

Odpowiedź wydaje się oczywista. Problemy, o których wspomnieliśmy wcześniej, powinny być rozwiązywane na poziomie rządów, a my powinniśmy pomagać Ukraińcom tak, jak pomaga się sąsiadom, których dom spłonął w pożarze. I powinniśmy to robić tak długo, jak będzie taka potrzeba – w ich i swoim interesie. Dlatego gorąco namawiamy do wielkodusznej reakcji na zbiórkę, zorganizowaną przez Panią Jadwigę Fecek.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł
Zobacz również

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Popularne