Oto człowiek. Brudny, cuchnący, najczęściej będący pod wpływem alkoholu, bez logicznego kontaktu z otoczeniem. Choć przeszkadza mieszkańcom, parki, skwery i ławki w centrum miasta zamieniając w noclegownię i załatwiając w krzakach potrzeby fizjologiczne, nie ma skutecznego sposobu na rozwiązanie tego problemu, bo on sam najczęściej nie chce zmiany swojego trybu życia. Można go przeganiać, ale wróci w ulubione miejsce albo przeniesie się gdzie indziej, gdzie także będzie irytował ludzi swoją obecnością.
Clochard to francuskie określenie bezdomnego. Oznacza także włóczęgę, włóczykija, żebraka, nędzarza, a w pejoratywnym znaczeniu dziada, menela czy lumpa. Według badań z ubiegłego roku w Polsce kryzysem bezdomności było objętych ponad 34 tysiące osób, z czego 85% stanowili mężczyźni. Najwięcej osób bez dachu nad głową było w województwie mazowieckim i śląskim, a zachodniopomorskie znalazło się na szóstym miejscu.
Na ulicach Wałcza można zauważyć zaniedbane, często będące pod wpływem alkoholu osoby, które przesiadują w swoich ulubionych miejscach. Na skwerze przy ulicy Bankowej, parku obok Klubu Garnizonowego, na ławeczkach za „podkową”, na przystankach komunikacji miejskiej, czy też na ławkach przy boisku dawnej „trójki”.
Wielu z nich miało w przeszłości pracę i rodziny, a ostre zakręty życia sprawiły że znaleźli się na ulicy. Jednak niektórzy taki styl życia wybrali dobrowolnie i nie widzą sensu, aby coś zmienić. Alkohol jest nieodłącznym atrybutem ich egzystencji, wiele z tych osób nie wyobraża sobie bez niego życia.
Życie podobne do trwania Krzysztofa wybrali spotkani na skwerze przy ulicy Bankowej Kazik i Zbyszek. Obaj wałczanie, choć ten drugi urodził się w Złotowie, gdzie przebywająca tam jego matka nagle zaczęła rodzić.
Wałeccy bezdomni objęci są opieką MOPS-u, lecz większość z nich nie chce skorzystać z propozycji pracy. Większość nie ma zamiaru przenieść się do schroniska. Regulamin zabrania tam picia alkoholu, ponadto należy poddać się terapii, a to nie wszystkim odpowiada.
Mieszkańcy narzekają, że bezdomni opanowali centrum miasta, zajmują ławki, w krzakach załatwiają potrzeby fizjologiczne, naruszają ciszę nocną. Tak naprawdę jednak trudno z tym walczyć. Policjanci i strażnicy miejscy mogą przeganiać ich z miejsc, w których się gromadzą, ale zaraz pojawiają się w nich ponownie. Mandaty nie mają sensu, bo ci ludzie są niewypłacalni.
Wiele miast boryka się z tym problemem i – jak dotąd – nie znaleziono skutecznego rozwiązania.
Kilka lat temu krakowski radny przygotował dwie uchwały, które miały zabraniać rozdawania jedzenia bezdomnym w centrum miasta przez organizacje pozarządowe oraz dające motorniczym i kierowcom możliwość wyproszenia ze środków komunikacji publicznej osób, które przeszkadzają innym strojem lub zapachem. Pomysły rajcy zostały ostro skrytykowane i odrzucone, chociaż nie brakowało głosów popierających tę ideę.