piątek, 20 września

Ecce Homo

Oto człowiek. Brudny, cuchnący, najczęściej będący pod wpływem alkoholu, bez logicznego kontaktu z otoczeniem. Choć przeszkadza mieszkańcom, parki, skwery i ławki w centrum miasta zamieniając w noclegownię i załatwiając w krzakach potrzeby fizjologiczne, nie ma skutecznego sposobu na rozwiązanie tego problemu, bo on sam najczęściej nie chce zmiany swojego trybu życia. Można go przeganiać, ale wróci w ulubione miejsce albo przeniesie się gdzie indziej, gdzie także będzie irytował ludzi swoją obecnością.

Clochard to francuskie określenie bezdomnego. Oznacza także włóczęgę, włóczykija, żebraka, nędzarza, a w pejoratywnym znaczeniu dziada, menela czy lumpa. Według badań z ubiegłego roku w Polsce kryzysem bezdomności było objętych ponad 34 tysiące osób, z czego 85% stanowili mężczyźni. Najwięcej osób bez dachu nad głową było w województwie mazowieckim i śląskim, a zachodniopomorskie znalazło się na szóstym miejscu.

Na ulicach Wałcza można zauważyć zaniedbane, często będące pod wpływem alkoholu osoby, które przesiadują w swoich ulubionych miejscach. Na skwerze przy ulicy Bankowej, parku obok Klubu Garnizonowego, na ławeczkach za „podkową”, na przystankach komunikacji miejskiej, czy też na ławkach przy boisku dawnej „trójki”.

Wielu z nich miało w przeszłości pracę i rodziny, a ostre zakręty życia sprawiły że znaleźli się na ulicy. Jednak niektórzy taki styl życia wybrali dobrowolnie i nie widzą sensu, aby coś zmienić. Alkohol jest nieodłącznym atrybutem ich egzystencji, wiele z tych osób nie wyobraża sobie bez niego życia.

Jestem wałczaninem z urodzenia, zdałem maturę w „Kaziku” w 1977 roku, a później ukończyłem studia na Akademii Rolniczej w Szczecinie – przedstawił swoją życiową drogę Krzysztof. – Najpierw pracowałem w gospodarstwie rolnym w okolicach Koszalina, miałem żonę, dwoje synów i córkę. Później miałem zajęcie w Szwecji niedaleko Goteborga, lecz to była praca na czarno. Niestety w tym czasie żona znalazła innego partnera i w 2000 roku wyszedłem z domu tak, jak stałem. Od tej pory tułam się po całej Polsce i trzy lata temu wróciłem do Wałcza. Zacząłem pić i obecnie jestem uzależniony od alkoholu. Najtrudniej żyło mi się w dużych miastach. Odległości od jadłodajni do noclegowni są tam spore, z tramwajów czy autobusów takich jak ja wyrzucano, a choroba sprawiła, że mam trudności z chodzeniem. W Warszawie widziałem sporo młodych bezdomnych sierot, które w wieku 18 lat opuściły domy dziecka i państwo o nich zapomniało. W Wałczu nie mam żadnego lokum, śpię na ławkach, a to niestety wiąże się z niebezpieczeństwem. Ostatnio w nocy zostałem pobity przez pijaną młodzież, lecz to jest wliczone w moje obecne życie. Jedyny dochód jaki mam to niewielka zapomoga z MOPS-u i to, co dobrzy ludzie wrzucą do kubka. Jesienią i zimą jest lepiej bo można korzystać z ogrzewalni. Niedługo osiągnę wiek emerytalny, więc liczę na stały dochód, lecz będę miał kłopot ze skompletowaniem wszystkich dokumentów.

Życie podobne do trwania Krzysztofa wybrali spotkani na skwerze przy ulicy Bankowej Kazik i Zbyszek. Obaj wałczanie, choć ten drugi urodził się w Złotowie, gdzie przebywająca tam jego matka nagle zaczęła rodzić.

– Przepracowałem sporo lat i mam zasłużoną emeryturę – opowiada Kazik. – Mam mieszkanie, więc mam gdzie spać. Bardzo lubię usiąść z kolegami w parku i wypić kilka piwek czy jakieś winko. Takich niby bezdomnych jest w Wałczu nawet sporo. Miło spędzamy razem czas, o nic praktycznie się nie martwię, a to że piję, to wyłącznie moja sprawa i nikomu nic do tego.

Moje credo życiowe jest proste – wyłuszcza 40-letni Zbyszek z wykształcenia technik obróbki mięsa. – Widzisz ten bank, zapytał pomiędzy jednym, a kolejnym piwem? Tam ludzie obracają milionami, lecz żyją w ciągłym stresie, że popełnią jakiś błąd. To zaważy na ich dalszym życiu i nerwy ich zżerają. Napoleon powiedział, że „tylko ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi”. Więc ja nic nie robię i w ten sposób wystrzegam się błędów.

Tak jak teraz żyję jest mi bardzo dobrze – opowiada Wandzia, królowa wałeckich kloszardów. – Kiedyś pracowałam w biurze i wtedy mocno interesowałam się matematyką. Choroba spowodowała, że przeszłam na rentę, a kiedy osiągnęłam odpowiedni wiek, zaczęłam otrzymywać emeryturę. Mieszkam z bliskimi i na nic nie narzekam. Rano wypiję sobie „małpkę”, prześpię się na ławce, a później pospaceruję po mieście, porozmawiam z ludźmi i tak toczy się moje szczęśliwe życie.

Wałeccy bezdomni objęci są opieką MOPS-u, lecz większość z nich nie chce skorzystać z propozycji pracy. Większość nie ma zamiaru przenieść się do schroniska. Regulamin zabrania tam picia alkoholu, ponadto należy poddać się terapii, a to nie wszystkim odpowiada.

W Wałczu funkcjonuje grupa około 30 osób w różnym przedziale wiekowym, które z konieczności lub wyboru są bezdomnymi i nie mają żadnego lokum – mówi zastępczyni dyrektorki MOPS-u Grażyna Wiącek. – W 100% są to mężczyźni. Z tej liczby siedem osób przebywa w schronisku w Pile, a pozostali przebywają na terenie miasta. Choć liczba 30 nie jest precyzyjna, ponieważ niektórzy bezdomni tylko chwilowo przebywają w Wałczu. Część z nich pomieszkuje u znajomych, czy na działkach, a tych którzy, korzystają z ogrzewalni, jest 10 – 12. Bezdomni mają możliwość w dni powszednie skorzystania z posiłków w DPS-ie. Otrzymują również  zasiłki okresowe czy celowe. Należy podkreślić, że znajdujące się w Wałczu osoby bezdomne kategorycznie odmawiają pójścia do schroniska. Nie odpowiada im regulamin takiej placówki, czyli najczęściej zakaz picia alkoholu i – jak mówią – wybierają wolność. W schronisku jest dużo większa możliwość pracy nad taką osobą, prowadzenia terapii, czy podjęcia pracy. My dajemy takim osobom możliwości wyjścia z bezdomności. Mają możliwość płatnej społeczno użytecznej pracy. Niestety na wydane ponad 10 skierowań, zajęcie podjęła tylko jedna osoba. Natomiast osób, które mają mieszkanie, lecz wybrały styl życia jak kloszardzi jest zaledwie kilka. Oczywiście korzystają z naszej pomocy i wsparcia, lecz wybierają życie na ulicy, a alkohol jest w wszechobecny.

Nie mamy większych kłopotów z osobami bezdomnymi – dodaje oficer prasowa KPP st. asp. Beata Budzyń. – Interwencje się zdarzają, lecz nie każdy pijany człowiek jest bezdomny. Nasze działania intensyfikujemy w okresie jesienno-zimowym. Wtedy patrole odwiedzają miejsca przebywania tych osób. Altanki na działkach, parki, czy pustostany. Po prostu nakłaniamy te osoby do przejścia do ogrzewalni, tak aby nie przebywały w niekorzystnych warunkach.

Mieszkańcy narzekają, że bezdomni opanowali centrum miasta, zajmują ławki, w krzakach załatwiają potrzeby fizjologiczne, naruszają ciszę nocną. Tak naprawdę jednak trudno z tym walczyć. Policjanci i strażnicy miejscy mogą przeganiać ich z miejsc, w których się gromadzą, ale zaraz pojawiają się w nich ponownie. Mandaty nie mają sensu, bo ci ludzie są niewypłacalni.

Wiele miast boryka się z tym problemem i – jak dotąd – nie znaleziono skutecznego rozwiązania.

Kilka lat temu krakowski radny przygotował dwie uchwały, które miały zabraniać rozdawania jedzenia bezdomnym w centrum miasta przez organizacje pozarządowe oraz dające motorniczym i kierowcom możliwość wyproszenia ze środków komunikacji publicznej osób, które przeszkadzają innym strojem lub zapachem. Pomysły rajcy zostały ostro skrytykowane i odrzucone, chociaż nie brakowało głosów popierających tę ideę.

Piotr Szypura

Poprzedni artykuł
Następny artykuł
Zobacz również

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Popularne

Budują, nie dyskutują

Pilnie potrzebna pomoc

Dobry zwiastun