poniedziałek, 17 lutego
Strona głównaAktualnościKoniec stanicy w Drzewoszewie

Koniec stanicy w Drzewoszewie

Członkowie stowarzyszenia o nazwie Bytyńskie Wodne Pogotowie Ratunkowe w Drzewoszewie (gm. Mirosławiec) stracili prawo do korzystania z gruntu, na którym znajduje się (jeszcze) ich stanica. Władze Mirosławca twierdzą, że Stowarzyszenie i tak nie prowadziło na jeziorze działalności ratunkowej, postanowiły wypowiedzieć im zawartą w 2013 roku umowę bezpłatnego użyczenia i wystawić położony w atrakcyjnym miejscu nad brzegiem jeziora teren na publiczny przetarg. Został on rozstrzygnięty 12 października.

Stowarzyszenie zajmujące się czuwaniem nad bezpieczeństwem amatorów wodnych kąpieli i uczestników organizowanych na Bytyniu regat gospodarowało na atrakcyjnie położonym terenie od 35 lat. Ratownicy najpierw funkcjonowali w ramach chodzieskiego oddziału Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, a potem utworzyli stowarzyszenie, zajmujące się dokładnie tym samym – tyle, że już poza strukturami WOPR, które nawiasem mówiąc, też funkcjonuje jako stowarzyszenie. Chyba też niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że WOPR nie ma monopolu na świadczenie usług związanych z ratownictwem wodnym – na tym rynku panują zasady wolnorynkowe. Do tego wątku jeszcze wrócimy w dalszej części tekstu.

– Nasza stanica funkcjonowała w tym miejscu od 35 lat – mówią rozżaleni członkowie liczącego 10 osób drzewoszewskiego BWOPR. – W zagospodarowanie tego terenu nasi poprzednicy i my włożyliśmy mnóstwo czasu, pracy i pieniędzy. Dbamy o to miejsce i pilnujemy mienia, które tu jest. Jeden z naszych członków praktycznie mieszka tutaj od czerwca do późnej jesieni. Mimo, że nie obliguje nas do tego żadna umowa, to w sezonie mamy również baczenie na to, co dzieje się na pobliskim kąpielisku, którego właścicielem jest gmina Mirosławiec. Już samo to, że obok kąpieliska była stanica BWOPR powodowało, że ludzie zachowywali się rozważniej. Zabezpieczaliśmy też regaty, organizowane na Bytyniu, prowadziliśmy akcje profilaktyczne dla dzieci, współpracowaliśmy ze Strażą Pożarną i Policją. Naprawdę robiliśmy dużo i nigdy nie było do naszej obecności w tym miejscu żadnych zastrzeżeń, ale najwidoczniej to wszystko przestało być ważne, bo gmina postanowiła wystawić na przetarg działki, na których mieści się stanica. A ponieważ możliwości finansowe naszego stowarzyszenia nie są duże, nie ma się co dziwić, że przegraliśmy i musimy do końca roku opróżnić teren ze wszystkich naszych zabudowań czy domków holenderskich i wynieść się stąd. Dla nas to jest wielki cios i przyznajemy, że zupełnie nie spodziewaliśmy się takiego rozstrzygnięcia. Naszym zdaniem gmina po prostu chciała zarobić na tym terenie.

Zwycięzcą przetargu, do którego stanął również działający w imieniu stowarzyszenia prezes drzewoszewskiego BWOPR, została osoba prywatna, za którą – co jest tajemnicą poliszynela – stoi grupka dobrze sytuowanych osób, wśród nich także mieszkańców Wałcza. Wylicytowana kwota wynosi kilkanaście tysięcy złotych rocznie plus VAT. Umowa została zawarta na 3 lata.

– Proszę mi wierzyć, że budżet Mirosławca wytrzymałby również bez tych pieniędzy – mówi burmistrz Piotr Pawlik. – Nie o pieniądze nam chodziło i wbrew temu, co się mówi, wcale nie wyrzuciliśmy stamtąd WOPR, tylko po prostu umowa bezpłatnego użyczenia dobiegła końca. Zależało nam przede wszystkim na uporządkowaniu tego terenu, bo przez wiele lat pojawiło się tam wiele obiektów, których stan, mówiąc delikatnie, pozostawia wiele do życzenia i nie odpowiada standardom, jakie wszyscy chcieliby tam widzieć. Nie znaleźliśmy podstaw do przedłużenia umowy użyczenia, a o naszych zamiarach informowaliśmy prezesa BWOPR wielokrotnie i z odpowiednim wyprzedzeniem. Z naszych obserwacji wynikało, że działalność stowarzyszenia ma coraz mniej wspólnego z dbaniem o bezpieczeństwo osób wypoczywających nad Bytyniem, ma natomiast coraz więcej wspólnego z wynajmowaniem nieruchomości, które tam stoją. Docierały do nas takie informacje, a to wydało nam się nie w porządku. Członkowie BWOPR oburzają się, że przegrali przetarg, ale nie widzieliśmy powodów, dla których oni mieliby zarabiać pieniądze na gruncie, który my jako właściciele użyczaliśmy im bezpłatnie. Poza tym stowarzyszenie działa poza strukturami WOPR i tak naprawdę nie wiemy nic na temat uprawnień czy jakości świadczonych przez nich usług.

– Wiele razy korzystaliśmy z usług BWOPR w Drzewoszewie, którego członkowie zabezpieczali organizowane przez nas regaty – mówi prezes AKŻ’90 w Wałczu Barbara Radkiewicz. – Nigdy nie mieliśmy zastrzeżeń do tego, co robią. Słyszałam o likwidacji stanicy w Drzewoszewie, ale wolałabym nie komentować spraw, które nas bezpośrednio nie dotyczą. Oczywiście my zadbamy o bezpieczeństwo uczestników naszych regat. Prawdopodobnie nawiążemy współpracę z oddziałem WOPR w Wałczu.

– Dysponujemy bogatą dokumentacją, która potwierdza naszą aktywność statutową – oburzają się na słowa burmistrza Mirosławca członkowie stowarzyszenia. – Rzeczywiście w tym roku, kiedy pojawił się temat usunięcia nas ze stanicy, działaliśmy mniej, ale to chyba jest w tej sytuacji zrozumiałe. A co do wynajmowania nieruchomości, to my musimy zarabiać na swoją działalność. Samo zabezpieczanie regat nie rozwiązuje problemu braku pieniędzy. Na co potrzebne są nam pieniądze? Na zakup i uzupełnianie sprzętu, na paliwo, i tak dalej. Wiele razy zwracaliśmy się do samorządów o pomoc w utrzymaniu naszego stowarzyszenia, ale zawsze spotykaliśmy się z odmową. Zapewniamy, że nasi członkowie mają odpowiednie uprawnienia. Dysponujemy też odpowiednim sprzętem. W przeciwnym wypadku nikt by z nami nie współpracował przy organizacji regat, to chyba oczywiste.

Dla członków stowarzyszenia utrata stanicy w Drzewoszewie oznacza de facto koniec działalności. Teoretycznie mogą co prawda na czas żeglarskich regat wodować swoje łodzie w Nakielnie, ale byłoby to tyleż kłopotliwe, co… po prostu nieopłacalne. BWOPR-owcy próbowali jeszcze porozumieć się z nowymi najemcami w sprawie możliwości odpłatnego podzielenia się wylicytowanym terenem, ale spotkali się z odmową.

W stowarzyszeniu wrze. Jego członkowie najwięcej zarzutów kierują pod adresem gminy Mirosławiec, ale przyznają, że część winy za przegrany przetarg obciąża ich konto.

– Myślę, że mogliśmy agresywniej powalczyć w przetargu, ale nasz reprezentant nie ma w tym zakresie żadnego doświadczenia – mówi jeden z członków BWOPR w Drzewoszewie. – Tak naprawdę oddaliśmy naszą stanicę bez walki. Nie wiem, co będzie dalej ze stowarzyszeniem. Samo opróżnienie terenu pociągnie za sobą duże koszty i nie bardzo wiem, kto będzie je ponosił.

BWOPR-owcy z Drzewoszewa podnoszą jeszcze jeden bardzo ważny wątek całej tej sprawy. Otóż na całym tym zajmującym grubo ponad 800 hektarów akwenie nie będzie już ani jednej stacjonarnej placówki, zajmującej się ratownictwem wodnym.

– Jedynym zabezpieczeniem jest motorówka policji wodnej – mówią członkowie stowarzyszenia. – Patroluje ona wszystkie akweny na terenie naszego powiatu, więc siłą rzeczy na Bytyniu pojawia się tylko od czasu do czasu. Gdyby ktoś się zaczął na przykład na jeziorze topić, to oni najpierw muszą nad Bytyń dojechać, potem zwodować łódź i ewentualnie dopiero wtedy zacząć udzielać pomocy, na co będzie już prawdopodobnie za późno. My byliśmy zawsze na miejscu i łodzie mieliśmy w gotowości.

– To rzeczywiście jest problem – przyznaje burmistrz Piotr Pawlik. – Nie dalej kilka dni temu rozmawiałem na ten temat z wójtem gminy Wałcz. Zgodziliśmy się, że przed rozpoczęciem nowego sezonu jakoś trzeba to będzie rozwiązać. Na razie wiemy tylko, że chcemy, ale nie wiemy jak. Czasu jest jednak sporo i na pewno uda się znaleźć dobre wyjście.

Na koniec jeszcze wracamy do zapowiedzianego wątku organizacji, zajmujących się ratownictwem wodnym.

– Tak naprawdę panuje w tym zakresie wolnoamerykanka – mówi prezes Powiatowego Oddziału WOPR w Wałczu Czesław Bacławski. – Poza WOPR-em, może zajmować się tym dowolna firma czy stowarzyszenie, atestowane przez MSW. W efekcie takich podmiotów jest w całej Polsce około stu. Niektóre nawet mają w nazwie WOPR, jak na przykład stowarzyszenie „WOPR w Warszawie”, które z prawdziwym WOPR-em nie ma jednak nic wspólnego. Działają tu prawa wolnego rynku, podmioty biorą udział w przetargach, w których rywalizują ze sobą przede wszystkim ceną, moim zdaniem często zaniżoną. Potem szukają oszczędności, co oczywiście odbija się na jakości świadczonych usług. Szczerze mówiąc, nie znam tematu BWOPR-u w Drzewoszewie, bo on nigdy nie był członkiem Zachodniopomorskiego WOPR-u, w którym jako Oddział Powiatowy jesteśmy my. Z tego co pamiętam, oni należeli do Oddziału Chodzieskiego, który jest członkiem Wielkopolskiego WOPR-u. Słyszałem, że potem wyszli z tych struktur, ale co się z nimi działo później, tego naprawdę nie wiem.

Członkowie stowarzyszenia w Drzewoszewie przyznają, że ich grupa działała poza strukturami WOPR.

– Trudno powiedzieć, czy to by coś w naszej sytuacji zmieniło, gdybyśmy byli w strukturach WOPR – zastanawia się jeden z członków. – Myślę, że władze gminy być może dłużej zastanawiałyby się nad ogłoszeniem przetargu i nieprzedłużaniem umowy użyczenia nam tego terenu. Ale teraz to już tylko gdybanie… Gmina postąpiła tak, jak postąpiła i miała do tego prawo, a my zostaliśmy po 35 latach na lodzie.

Tomasz Chruścicki

Poprzedni artykuł
Następny artykuł
Zobacz również

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Reklama -spot_img

Popularne

Mentzen na pl. Wolności

Karol Nawrocki w Wałczu

Fałszywe kurierki okradły staruszkę