Wczoraj (17 czerwca) piłkarze Orła Wałcz zapewnili sobie utrzymanie się w 4. lidze bez potrzeby rozgrywania baraży. Wałecki zespół bezbramkowo zremisował na boisku jednego z ligowych potentatów – Bałtyku Koszalin, ale los Orła zależał przede wszystkim od wyniku 3-ligowej Vinety Wolin, która w przypadku porażki z rezerwami Pogoni Szczecin oraz zwycięstwa Jaroty Jarocin w meczu ze Starogardem Gdańskim spadłaby do 4. ligi, spychając wałecki klub do strefy barażowej, bez względu na wynik sobotniego (17 czerwca) meczu w Koszalinie. Na szczęście wszystko ułożyło się po myśli wałeckich piłkarzy, trenerów, kibiców i działaczy.
Tak skomplikowana sytuacja w tabeli przed ostatnią ligową kolejką to ewenement – bezpośrednim spadkiem lub koniecznością gry w barażach zagrożonych było aż 9 drużyn (czyli dokładnie połowa stawki), a ich los zależał m.in. od wyników dwóch spotkań w 3. lidze, decydujących o tym, czy Vineta Wolin spadnie do zachodniopomorskiej 4. ligi.
W gronie zespołów walczących o uniknięcie barażu był m.in. Orzeł. Wałecki klub tydzień temu zagwarantował sobie, że nie spadnie z ligi bezpośrednio, ale marzeniem było, aby nie grać w barażach. Niestety – to, jak ułoży się sytuacja w tabeli, nie zależało już tylko od piłkarzy Orła. Nawet pokonanie Bałtyku przy niekorzystnych wynikach innych spotkań mogło zepchnąć Orła do strefy barażowej. Choćby remis mógł być jednak na wagę złota.
Tylko, że wywiezienie jednego punktu z Koszalina wydawało się być zadaniem arcytrudnym – zwłaszcza, że w wałeckim zespole posypała się linia obrony. Jakub Jaworek przekroczył w meczu z Chemikiem Police limit żółtych kartek i mógł wspierać kolegów z zespołu tylko duchem, natomiast Markowi Hermanowiczowi zaostrzyła się przewlekła kontuzja uda (kapitan Orła grał z nią od dłuższego czasu) i mecz w Koszalinie musiał zacząć na ławce rezerwowych. Pozostali zawodnicy byli do dyspozycji trenera. Wiktor Ptak zdecydował się wystawić do wyjściowej jedenastki i Huberta Górkę (który nota bene przyszedł do Orła na wypożyczenie właśnie z Bałtyku Koszalin), i Patryka Kowalczuka, choć w ostatnich meczach grał albo jeden, albo drugi.
Mecz na znakomicie przygotowanym boisku w Koszalinie był dosyć jednostronnym widowiskiem. Orzeł zaczął go z nadrzędnym zadaniem obrony przed stratą bramki. Wałeccy piłkarze niemal w komplecie angażowali się przede wszystkim w grę defensywną, a gospodarze raz po raz gościli w polu karnym Orła. Braki w warunkach fizycznych, szybkości, a czasem również w umiejętnościach podopieczni W. Ptaka nadrabiali walecznością i zaangażowaniem oraz dobrą asekuracją. Piłkarze Bałtyku mieli natomiast problem z finalizowaniem swoich akcji. Dośrodkowania ze skrzydeł trafiały zazwyczaj na głowy wałeckich obrońców, strzały były najczęściej blokowane lub mijały bramkę Orła. Dobra gra obronna powodowała, że Edwin Odolczyk miał mniej pracy, niż można się było spodziewać, a ze swoich obowiązków wywiązywał się bezbłędnie: dobrze grał na przedpolu i pewnie łapał stosunkowo nieliczne i niezbyt groźne strzały piłkarzy Bałtyku. Pełnią swoich umiejętności w 1. połowie wałecki bramkarz popisał się tylko raz, odbijając w 32. minucie mocny strzał, lecący w róg jego bramki.
Wałczanie rzadko zapędzali się na połowę Bałtyku, ale sytuacje, jakie udało im się wykreować, były bardzo groźne. W 25. minucie dobry rajd lewą stroną przeprowadził Kowalczuk, który minął po drodze kilku rywali i wbiegł z piłką w pole karne. Niestety, w najważniejszym momencie piłkarz Orła pogubił się i okazja przepadła. Trzy minuty później próbę przelobowania wysuniętego bramkarza Bałtyku strzałem z ok. 40 metrów podjął Daniel Popiołek. Uderzenie leciało w światło bramki, ale wracający w pośpiechu na swoje miejsce golkiper gospodarzy zdołał przerzucić piłkę nad poprzeczką. W 41 minucie po składnej akcji mocny strzał z pola karnego oddał Popiołek. Bramkarz „wypluł” piłkę przed siebie, ale żaden z wałeckich piłkarzy nie zdążył z dobitką. Chwilę później Popiołek mocno strzelił w kierunku dalszego słupka z rzutu wolnego z 18 metrów, jednak wyciągnięty jak struna bramkarz Bałtyku końcami palców zdołał wyekspediować piłkę na rzut rożny.
Po zmianie stron Orzeł stworzył tylko jedną dobrą okazję strzelecką, jednak Popiołek nie zdołał doprowadzić do zmiany wyniku. A przewaga Bałtyku rosła z każdą minutą. Wyliczanie wszystkich okazji, które mieli piłkarze gospodarzy, zanadto przypominałoby książkę telefoniczną. Warto jednak wspomnieć, że zwijającego się jak w ukropie Odolczyka dwa razy wyręczył Trzmiel, który wybijał piłkę z linii bramkowej, wielokrotnie udanie interweniowali Szymon Bezhubka, Maciej Michalik i Marek Hermanowicz, który na ostatnie 30 minut zameldował się na boisku, a katorżniczą pracę w środku pola wykonywali Cezary Burak i Vinzenzo Riccio. A mówiąc całą prawdę – w tym meczu wszyscy piłkarze Orła zagrali na 200-procentowym zaangażowaniu. Nagrodą za ten wysiłek był remis.
W jednym elemencie gospodarze sobotniego meczu byli wyraźnie słabsi. Wałeccy kibice, których na trybunach pojawiła się mocna grupa, przez cały mecz wspierali swoich ulubieńców głośnym dopingiem. Miejscowych kibiców doliczyliśmy się… dwudziestu.
Po zakończeniu meczu wałeccy piłkarze, działacze i kibice z niepokojem czekali na wieści z Wolina. Mecz na wyspie był bardzo dramatyczny. Został przerwany na ok. 20 minut, ponieważ na płycie boiska lądował śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, który zabrał na pokład ofiary wypadku, do którego doszło w pobliżu tamtejszego stadionu. Po pełnym zwrotów akcji meczu Vineta ostatecznie wygrała z Pogonią II, a wałecka ekipa – czekająca na informacje z Wolina długo po zakończeniu meczu z Bałtykiem – przyjęła to rozstrzygnięcie z entuzjazmem.
Po powrocie do Wałcza na piłkarzy Orła czekała grupa fanów, która spontanicznie zorganizowała dla swoich ulubieńców ciągnące się do późnych godzin nocnych huczne powitanie.
tc
Bałtyk Koszalin – Orzeł Wałcz 0-0
Orzeł: Odolczyk – Michalik, Bezhubka, Trzmiel – Suślik, Burak, Riccio, Popiołek (88′ Pogocki), Kowalczuk (78′ Cerazy) – Górka (61′ Hermanowicz) – Mularczyk.