wtorek, 14 stycznia
Strona głównaAktualnościNa współpracy zyskują wszyscy

Na współpracy zyskują wszyscy

Z Janem Sindrewiczem, prezesem Klubu Współpracy Międzynarodowej w Wałczu rozmawia Tomasz Chruścicki.

Wałecki Klub Współpracy Międzynarodowej powstał około 30 lat temu i ma opinię stowarzyszenia dość elitarnego, grupującego osoby w większości dobrze sytuowane i które lata największej życiowej aktywności mają już za sobą. Choć o prezesie powiedzieć się tego raczej nie da…

– Rzeczywiście, duża część naszych członków jest z pokolenia 60-70 latków, ale nasi nowi członkowie są już z pokolenia 30-latków. Aktualnie nasz klub skupia około 30 członków. Ja jestem prezesem, a w zarządzie są jeszcze Ola Olejnik, Zbyszek Kiwertz, Franiu Ryder, Jadwiga Małaszko i Oktawia Żebrowska. Do niedawna był także Bolesław Rafałko, ale zrezygnował z członkostwa w zarządzie i w ogóle w klubie. Dostrzegamy zjawisko dziury pokoleniowej, występujące w naszym, ale nie tylko w naszym klubie. Piorunujące wrażenie wywarł na nas upadek Klubu Współpracy Międzynarodowej w Kyritz. Doszło do niego po śmierci dotychczasowej skarbnik, po której nikt nie chciał podjąć się pełnienia tej funkcji. Powiedziałem wtedy, że jeśli my nie przyjmiemy do siebie młodych ludzi, to w Wałczu skończy się tak samo. W Werne szybko wyciągnęli z tego wnioski, bo prezesem jest tam 24-letni chłopak, zresztą bardzo fajnie się z nim współpracuje. To jest kierunek działania również dla nas.

A czym właściwie zajmuje się KWM?

– Naszym głównym zadaniem statutowym jest organizowanie współpracy międzynarodowej pomiędzy Wałczem i jego miastami partnerskimi. Dotyczy to różnych podmiotów, przede wszystkim rozmaitych fundacji, stowarzyszeń, klubów czy firm, ale też osób prywatnych, w takich obszarach jak m.in. kultura, sport, gospodarka, a w przypadku osób prywatnych również na płaszczyźnie towarzyskiej. Tym się przede wszystkim zajmujemy. Korzystamy z możliwości i ułatwień, jakie stwarza przynależność Polski do Unii Europejskiej oraz ram, wynikających z porozumień, zawartych przez władze Wałcza z jego miastami partnerskimi.

Czy to znaczy, że w jakiś sposób wyręczacie oficjalne organy miasta w wypełnianiu jego roli?

– To nie tak. Jeśli już, to można powiedzieć, że wspieramy działania miasta w tym zakresie. Miasto nie może zresztą przeprowadzić pewnych działań, którymi zajmujemy się my.  Z naszego statutu, ale też z wielu lat funkcjonowania klubu wynika, że my też reprezentujemy miasto na zewnątrz.

Wasza działalność generuje z pewnością jakieś koszty. Spytam wprost: czy miasto Was finansuje?

– Wszystko dzisiaj kosztuje i na naszą działalność oczywiście my też potrzebujemy pieniędzy. Choćby po to, aby utrzymać lokal, gdzie mamy swoją siedzibę. Sami płacimy również za nasze wyjazdy zagraniczne. Miasto nie ponosi żadnych kosztów, związanych z naszą bieżącą działalnością. Staramy się oczywiście o pieniądze na różne nasze przedsięwzięcia, zresztą nie tylko od miasta. Niedawno wspomogło nas na przykład wałeckie Starostwo. Część środków pozyskujemy również od sponsorów.

Przychodzą mi na myśl dwa głośne wydarzenia, obydwa związane z Muzeum Ziemi Wałeckiej, w które Klub Współpracy Międzynarodowej był mocno zaangażowany: spotkanie w 2022 roku z udziałem delegacji z Korca i potomków diaspory żydowskiej żyjącej w tym mieście przed II wojną światową oraz akcja poszukiwania DNA Wałcza. To też robiliście za własne pieniądze?

– Za własne, ale tu warto zaznaczyć, że czasem bierzemy udział w różnych projektach albo piszemy własne, zresztą z różnym skutkiem, finansowane ze źródeł zewnętrznych. Tak właśnie było z projektem DNA Wałcza, wymagającym dużo pracy i czasu, ale też działań, powiedzmy, propagandowych, polegających na tym, żeby zachęcić pierwszych mieszkańców Wałcza lub ich potomków do dzielenia się wspomnieniami z okresu powojennego osadnictwa. To się udało, a niektóre osoby przekazywały do muzeum swoje pamiątki z tego okresu, które stały się już eksponatami.

A co do spotkania z czerwca 2022 r., to mamy partnerstwo z ukraińskim Korcem, z którego pochodziła jedna trzecia powojennych mieszkańców Wałcza, ale mamy też partnerstwo z Bad Essen, do którego wyjechało po wojnie wielu mieszkańców Deutsch Krone. Chcielibyśmy stworzyć tzw. most przesiedleń. Byliśmy już w Bad Essen, do Korca ja osobiście jeszcze nie dotarłem, ale nasi członkowie już tam byli i rozmawiamy z nimi na ten temat. Fajne było to spotkanie w Muzeum Ziemi Wałeckiej. Byli na nim obecni Ukraińcy, Polacy i Żydzi, potomkowie rodzin, mieszkających przed wojną w Korcu. Niemcy pojawili się na tym spotkaniu w sumie przypadkowo, ale jednak też na nim byli. Być może spotkali się tam potomkowie ludzi, mieszkających przed wojną na jednej ulicy? Nie można tego wykluczyć. W każdym razie do dziś utrzymujemy kontakt z potomkami żydowskiej diaspory z Korca, którzy mieszkają obecnie w Tel Avivie i te relacje są bardzo miłe.

Co do Bad Essen, to wspólnie z Muzeum Ziemi Wałeckiej, zaczynamy projekt digitalizacji dokumentów przesiedleńczych, znajdujących się w sali pamięci w hotelu „Deutsch Krone” w tym mieście.

Jak dotarliście do potomków diaspory żydowskiej w Korcu?

– Żydzi stanowili przed wojną 70 proc. mieszkańców Korca, a że ich religia nakazuje odwiedzać groby przodków, więc ich potomkowie przyjeżdżają tam przynajmniej raz do roku. To miejscowi Ukraińcy skontaktowali naszego ówczesnego prezesa śp. Bogusława Olejnika z potomkami żydowskiej diaspory. Boguś zaprosił ich tutaj do nas. Były plany dotyczące naszych wyjazdów i do Korca, i do Tel Avivu, ale musieliśmy je odłożyć, bo przecież i Ukraina, i Izrael objęte są teraz wojną.

Pojawiła się w naszej rozmowie postać niezapomnianego Bogusława Olejnika, który był do swojego przedwczesnego odejścia w 2022 roku prezesem KWM. Czy klub zmienił się bez Niego?

– Ja powiem tak: kontynuujemy myśl Bogusia Olejnika. Byłem u niego 19 lipca 2022 roku, a trzy dni później Boguś zmarł. Co nam przekazał? Żeby to w pełni zrozumieć, trzeba poznać nasz statut. Wynika z niego na przykład to, że nie jesteśmy biurem podróży, że zależy nam – choć nie jest to sztywnym warunkiem – żeby członkowie klubu znali jakiś obcy język, żeby znali i akceptowali zasady działania Unii Europejskiej, bo jesteśmy stowarzyszeniem, wspierającym integrację. Boguś na przykład wymyślił, że powinniśmy nawiązywać kontakty z nauczycielami języków obcych, przede wszystkim niemieckiego i angielskiego, ze względu na młodzież, która mogłaby do nas trafić. Całkiem fajnie to zafunkcjonowało pomiędzy szkołą w Kyritz i „piątką” na Dolnym Mieście we wspólnym projekcie, któremu patronowaliśmy. Zaangażowane były w to i nauczycielki i dzieciaki, które później skończyły szkołę, ale kontakty zostały. Oni do dziś piszą ze sobą. Z takich relacji rodzą się później różne ciekawe rzeczy. Wystarczy spojrzeć na kontakty Wałcza z Werne, które zaowocowały nie tylko nawiązaniem wielu znajomości czy przyjaźni, ale nawet małżeństwami, że o wspólnych drobnych biznesach nawet nie wspomnę.

Od kontaktów na linii Wałcz – Werne wszystko się w zakresie współpracy zagranicznej naszego miasta zaczęło. W efekcie również zaowocowało to również powstaniem Klubu Współpracy Międzynarodowej.

– Tak, to było i nadal jest jakimś fundamentem, na którym wyrosły z czasem inne nasze kontakty zagraniczne, które można nazwać partnerstwami satelickimi. Oni, czyli Werne, mają kontakty z Bailleul czy Kyritz i my też nawiązaliśmy z tymi miastami współpracę. Oni współpracują jeszcze z angielskim Lytham St. Annes i włoskim Poggibonsi, my jeszcze nie, ale kto wie, co przyniesie przyszłość? My z kolei współpracowaliśmy ze szwedzkim Åstorp, ale te kontakty faktycznie wygasły, mimo wielu prób ich podtrzymania z naszej strony.

Czemu tak naprawdę takie kontakty służą? Po co się je nawiązuje i podtrzymuje?

– Bo służą obydwu stronom, a chodzi nie tylko o poznawanie się czy przełamywanie jakichś ewentualnych barier. Umożliwiają m.in. wymianę doświadczeń, realizację wspólnych projektów, dotyczących rozmaitych obszarów. Tworzą się autentyczne, międzyludzkie więzy. Weźmy choćby Werne czy Kyritz: ich nie ma potrzeby specjalnie zapraszać na nasze miejskie imprezy czy wydarzenia, bo oni i tak chętnie przyjeżdżają z własnej inicjatywy. Ale to działa w dwie strony. Kiedy na przykład my jedziemy gdzieś dalej, choćby do Bailleul, to zatrzymujemy się w Werne, gdzie jest fajny pensjonat, w którym można odpocząć. To są może małe, ale jednak ważne i wymowne przykłady. Istotne jest to, żeby się ludzie spotykali i rozwijali kontakty, także te zwykłe, codzienne. A w dzisiejszych czasach wcale nie tak prosto „sprzedać” ludziom ideę podtrzymywania takich relacji. Kiedyś my, Polacy, byliśmy bardzo ciekawi zachodniego świata, teraz nam to spowszedniało, bo tak naprawdę wszyscy, w tym także dzieciaki czy młodzież, mogą wsiąść w samochód czy samolot i za chwilę być już gdzieś tam. A że zazwyczaj znamy jakiś język, więc świetnie się tam odnajdujemy. My jadąc kiedyś do Werne mówiliśmy: wow! Młodzi ludzie dzisiaj już tak nie mówią, bo Werne jest oczywiście pięknym miastem, ale Wałcz też jest piękny. My, Polacy, dogoniliśmy już Europę w bardzo wielu sprawach, a w niektórych nawet ją przegoniliśmy, dlatego wyjazd na Zachód nie robi już teraz takiego wrażenia. Przy okazji refleksja: kto głosował w wyborach na partie, sprzeciwiające się integracji europejskiej? Bardzo często była to właśnie młodzież, która nie ma pojęcia jak było w Polsce wcześniej i jak by ta Polska wyglądała bez członkostwa w Unii. Przypominanie czy uświadamianie tego jest naszym obowiązkiem. To ogromna praca, ale nie można jej nie wykonać.

Model partnerskiej współpracy ewoluuje, ale dzisiaj podstawowe pytanie brzmi: kto ma ją realizować?

– Partnerstwo to są ludzie, mający w sobie potrzebę nawiązywania i utrzymywania takich relacji i dostrzegający wynikające z niej korzyści. Partnerstwa nie da się tak po prostu zadekretować, bo takie narzucone niejako na siłę, prędzej czy później umrze. Żeby utrzymać je przy życiu, trzeba nieustannie poszukiwać nowych pól współpracy, na różnych poziomach: od urzędów po zwyczajnych ludzi. Samorządy mogą realizować partnerstwo w zakresie, który je interesuje, ale można też choćby zorganizować jakiś mecz pomiędzy regionalnymi zespołami, i już jest jakieś zaczepienie. A może nasi partnerzy mają ochotniczą straż pożarną? Jeśli tak, to zróbmy turniej pożarniczy z udziałem naszych drużyn. Co ważne, na takie inicjatywy są pieniądze unijne. Przy okazji jest możliwość wymiany doświadczeń, a taki mecz czy turniej kończy się zazwyczaj biesiadą, która – nie oszukujmy się – zawsze sprzyja integracji… W czasie niedawnego wyjazdu na jarmark Sim-Jü zostałem zapytany o możliwość udziału naszego klubu w zawodach pływackich w Werne. Czy jest u nas klub pływacki? Tego jeszcze nie wiem, ale wiem, że działa sporo szkółek i trzeba po prostu dotrzeć do ludzi, którzy je prowadzą, żeby skorzystać z możliwości, która się nagle pojawiła. Niedawno byliśmy też na międzynarodowym konkursie kulinarnym w Bailleul, na którym tak pięknie spisała się nasza reprezentacja, w skład której wchodzili pracownicy Powiatowego Zakładu Aktywności Zawodowej. Pani z działającego w Bailleul odpowiednika naszego KWM spytała, czy mamy w Wałczu chór, bo oni mają i można by zorganizować wspólne występy. Odpowiedziałem, że oczywiście mamy, i to prężnie działający Wałecki Chór Akademicki, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby odbyły się występy naszego chóru w Bailleul oraz ich chóru w Wałczu.

Jak wygląda wasza aktywność wewnątrzklubowa? Spotykacie się czasem tylko po to, żeby zwyczajnie pogadać?

– Różnie to bywa, ale na pewno nie jest tak, że uaktywniają nas tylko wyjazdy zagraniczne. Przez długi czas mieliśmy mnóstwo pracy związanej z organizowaniem pomocy dla walczącej Ukrainy. W 2022 roku Wałcz stał się czymś w rodzaju hubu, do którego docierały i z którego wysyłane były dalej dary dla Ukraińców. Zajmowaliśmy się sortowaniem, koordynowaniem, itp. Zaangażowanych w to było mnóstwo instytucji, firm i ludzi. Były jednak również osoby, również w naszym klubie, którym się to nie podobało i głośno to wyrażały. Ja z kolei uważam, że było to naszym obowiązkiem i zresztą nadal go wypełniamy. A jeśli chodzi o bieżące aktywności, to po wakacyjnej przerwie zaczynamy realizować ideę cyklicznych spotkań naszych klubowiczów z ciekawymi ludźmi, opowiadającymi np. o ciekawych miejscach, które odwiedzili. Nasza Ola Olejnik pojechała teraz do Peru i liczymy, że po powrocie podzieli się z nami tym, co widziała.

Dziękuję za rozmowę.

Zobacz również

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Reklama -spot_img

Popularne

Pomaganie ptakom to kwestia nieoczywista

Wypadek na przejeździe

Wrócili do domu