Dr Karolina Ćwiek-Rogalska – urodziła się w Wałczu, mieszkała w Kłębowcu, uczyła się w Szkole Podstawowej w Strącznie, a potem w Gimnazjum w Chwiramie oraz w Liceum Ogólnokształcącym w Wałczu im. Kazimierza Wielkiego. Jest kulturoznawczynią, bohemistką i etnolożką, pracuje w Instytucie Slawistyki Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. Dzięki licznym stypendiom, m.in. Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej czy Fundacji Fulbrighta, prowadziła badania w instytucjach w Czechach, Niemczech, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Laureatka Nagrody Naukowej tygodnika „Polityka” (2022 rok) w kategorii nauk humanistycznych, uznawanej za jedno z najbardziej prestiżowych wyróżnień dla młodych naukowców w Polsce. W październiku tego roku została nagrodzona przez Narodowe Centrum Nauki w kategorii nauki humanistyczne, społeczne i o sztuce.
Główną dziedziną zainteresowań naukowych dr Karoliny Ćwiek-Rogalskiej jest – mówiąc w dużym uproszczeniu – badanie powojennych przesiedleń w Polsce, Czechach i Słowacji.
O Pani karierze można mówić w wielu kontekstach; także jako o przykładzie drogi życiowej, którą może przejść mieszkaniec małego miasteczka, o którym w stosunkowo krótkim czasie mówi się, że jest wschodzącą gwiazdą polskiej nauki. Kiedy przyszło Pani do głowy, że praca naukowca jest właśnie tą drogą, którą chce Pani iść?
– Nie pamiętam, żebym kiedyś nie chciała pracować naukowo. Na pewno formacyjnym okresem było liceum. Zostałam wtedy finalistką kilku olimpiad przedmiotowych, co otworzyło przede mną możliwość podjęcia różnych kierunków studiów. Zdecydowałam się na slawistykę ze specjalnością bohemistyka, czyli kultura czeska. Warto też dodać, że jeszcze w licealnych czasach zostałam stypendystką Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci, organizacji, która pomaga w rozwoju osobom zainteresowanym nauką, na przykład poprzez organizację warsztatów i spotkań z osobami pracującymi w akademii, ale też w szeroko rozumianej kulturze i sztuce.
No dobrze, ale dlaczego właśnie bohemistyka?
– Bohemistyka wzięła się z zainteresowania literaturą czeską. Początkowo myślałam, że właśnie literaturę będę badać, ale szybko doszłam do wniosku, że literatura nie zawsze obejmuje doświadczenia historyczne, które mnie interesowały. W związku z tym, po I roku zdecydowałam się studiować dodatkowo etnologię. To studia, które oferują zupełnie inny warsztat – uczą prowadzenia badań w terenie. Szybko trafiłam do grupy, która wyruszyła do miejscowości Przerośl na Suwalszczyźnie, położonej blisko dawnej granicy z Prusami Wschodnimi, która istniała tam do 1945 roku. Sytuacja przypominająca nieco tę, którą znałam z Wałcza i okolic, choć różniąca się w szczegółach.
Czy miejsce, w którym się Pani wychowała, miało wpływ na kierunek Pani naukowych zainteresowań?
– Nie mam żadnych wątpliwości, że tak właśnie było. Myślę, że jako osoby zajmujące się nauką, często wybieramy tematy badań, które zaciekawiły nas na wczesnych etapach życia, może są jakoś związane z naszymi rodzinami czy miejscami, w których się wychowaliśmy.
Zanim jednak objęła Pani swoimi badaniami nasze tereny, najpierw zajęła się Pani Czechami.
– Na I roku studiów magisterskich otrzymałam grant naukowy dla młodych badaczy. Pozwolił mi on na sfinansowanie badań do doktoratu. Badałam jedną gminę w Czechach, która jest terenem przygranicznym z Niemcami. Interesowało mnie, jakie zmiany w krajobrazie zaszły na tym terenie od powstania niepodległej Czechosłowacji w 1918 roku aż po współczesność. Te regiony także objęła zmiana demograficzna: dotychczasowych niemieckojęzycznych mieszkańców i mieszkanki wysiedlono po II wojnie światowej, a na ich miejsce przybyli nowi. Jak odnaleźli się w takiej przestrzeni? Historia tego regionu jest dość skomplikowana. Najpierw, w okresie międzywojennym, próbowano go bohemizować, mimo że w większości zamieszkiwały go osoby mówiące po niemiecku. W 1938 roku, po tzw. zaborze Sudetów przez III Rzeszę, wysiedlano stamtąd nielicznych Czechów. Po II wojnie światowej zaś Czesi powrócili, a wysiedlano Niemców. A to jeszcze nie koniec, bo w 1948 roku, po przejęciu władzy w Czechosłowacji przez komunistów, niektóre miejscowości znowu opustoszały: władze stworzyły pasma graniczne, zasiedlone już wsie niszczono. Była to bowiem granica z Niemcami Zachodnimi. Od 1945 roku z Czechosłowacji wysiedlono 3,5 miliona mieszkańców. Badania, które tam prowadziłam, miały w dużej mierze charakter antropologiczny, a nie czysto historyczny. Dlatego skupiłam się na postrzeganiu krajobrazu. Sformułowałam teorię o podwójnym istnieniu takiego krajobrazu: w przestrzeni i w pamięci, bo niektóre jego elementy funkcjonują już tylko w pamięci ludzi. Pomyślałam wtedy, że ciekawie byłoby sprawdzić, jak to wygląda na innych terenach o podobnej historii, na przykład w Wałczu i okolicach.
Rzeczywiście – podobieństw do naszych „Ziem Odzyskanych” jest sporo. Ale są też różnice.
– Podstawowa różnica polega na tym, że Czechosłowacja po wojnie wróciła do swoich wcześniejszych granic, z małym wyjątkiem Rusi Zakarpackiej, którą wcielono do ZSRR. Polska natomiast została dość radykalnie przesunięta na zachód. Również pochodzenie etniczne osób, które tu trafiały, było odmienne. Do tego dochodziły przesiedlenia wewnętrzne, choćby w ramach tzw. Akcji Wisła – na marginesie dodam, że powojenne przesiedlenia wewnętrzne miały miejsce także w Czechosłowacji. Powstawała więc zupełnie nowa społeczność, funkcjonująca w obcym dla siebie miejscu, które próbowała oswoić, poradzić sobie z tą sytuacją, zacząć żyć na nowo. A nie było to wcale łatwe. Właśnie proces powstawania nowych kultur na terenach, na których miały miejsce te ogromne transfery ludności po II wojnie światowej, jest tematem projektu europejskiego, który prowadzę od zeszłego roku. W zespole, którym kieruję, przyglądamy się temu jak, na wybranych przykładach, wyglądało to w Polsce, Czechach i Słowacji. A jeśli chodzi o moje badania dotyczące Wałcza i okolic, to najpierw zainspirowały mnie niemieckie napisy, które można dostrzec w mieście do dzisiaj.
O których napisach Pani mówi?
– O tych widocznych na poczcie, a także o fragmencie szyldu restauracji przy al. Zdobywców Wału Pomorskiego oraz o najbardziej chyba charakterystycznym napisie „Deutsch Krone”, którego nie zdołał całkowicie zasłonić napis „Wałcz”, namalowany na jednym z budynków nieopodal dworca kolejowego. Zdjęcie tego ostatniego znalazło się nawet na okładce jednego z czasopism naukowych, „Heritage & Society”, które opublikowało mój artykuł, poświęcony temu tematowi.
A skoro o tym mówimy: przygotowując się do naszej rozmowy zauważyłem, że dużo Pani publikuje. Czy w taki sposób pracuje się na rozpoznawalność i znaczącą pozycję w świecie nauki?
– Rzeczywiście, dużo publikuję w różnych językach: po polsku, czesku, niemiecku, czy angielsku. Czy buduję rozpoznawalność? W pracy naukowej zawsze ważny jest temat i pokazanie go w szerszym kontekście. Wierzę, że nauka jest dialogiem. Trudno jest prowadzić rozmowę, jeśli nie udostępnia się wyników swoich badań. Poza tym, badania etnograficzne polegają w dużej mierze na kontakcie z ludźmi, wspólnych rozmowach. Stąd także moja aktywność popularnonaukowa, na przykład wykłady otwarte czy udział w podcastach.
Proszę teraz o kilka zdań o ostatnim projekcie naukowym, dotyczącym między innymi Wałcza i okolic.
– Tak jak wspominałam, od czerwca ubiegłego roku prowadzę europejski projekt badawczy, dotyczący porównania tworzenia się kultur na tych terenach w Polsce, Czechach i Słowacji, na których po II wojnie światowej doszło do wymiany ludności. W Czechach skupiamy się na północy, regionie Liberca, Gór Izerskich i Karkonoszy, na Słowacji na regionie Horná Nitra, to w środkowej części kraju, a w Polsce na Pomorzu, m.in. Wałczu i okolicach oraz rejonie Goleniowa. Kieruję kilkuosobowym, międzynarodowym zespołem badawczym. Realizację projektu zaczęliśmy w ubiegłym roku, a że jest on rozpisany na pięć lat – oznacza to, że jesteśmy tak naprawdę na początku naszej pracy. Działamy w terenie, rozmawiamy z ludźmi, szukamy śladów przeszłości w archiwach. Tak jak wspominałam, badanie etnograficzne polega również na rozmowach – gdyby zatem ktoś z Państwa, czytających ten wywiad, pomyślał właśnie, że jego historia jest interesująca albo chciał podzielić się swoimi wspomnieniami, zachęcam do kontaktu. Interesuje nas to, jak osoby reprezentujące różne pokolenia podchodzą do przeszłości swoich miejscowości, w jaki sposób pamiętają zmiany, które w nich zachodziły i jak opowiadają o kontakcie z przedmiotami i miejscami poniemieckimi. Takie wywiady nagrywamy, a następnie przepisujemy – dodam, że wywiady, które wykorzystujemy w analizach naukowych, są zawsze anonimizowane, czyli nie korzystamy później z żadnych informacji, które mogłyby wskazywać, o jaką osobę chodzi. Formularz kontaktowy znajduje się na naszej stronie internetowej: https://spectralrecycling.ispan.edu.pl/pl/kontakt/.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Tomasz Chruścicki
Fot. Leszek Zych/POLITYKA