Choroba przyszła niespodziewanie. Świat jakby stanął w miejscu, pojawiło się pytanie: dlaczego ja? Dziś Damian Kucharczyk patrzy na tę sytuację inaczej. Rozpoczął walkę z chorobą, znalazł pasję i uważa, że cukrzyca to nie wyrok, tylko nowy etap życia. Do takiego myślenia i aktywności fizycznej mimo choroby zachęca teraz innych.
38-latek z Różewa do 2018 roku prowadził normalny tryb życia. Pracował jako serwisant urządzeń gastronomicznych, zajmował się rodziną i dwójką nastoletnich dzieci, a w wolnych chwilach jeździł na rowerze. Wszytko zmieniło się, gdy usłyszał diagnozę.
– Pierwszym niepokojącym objawem było moje gwałtowne chudnięcie – opowiada. – W ciągu miesiąca straciłem ponad 12 kilogramów. Zacząłem źle się czuć i przyszedł moment, że powoli traciłem wzrok. Podczas dojazdów do pracy zdarzały się momenty, że nie dostrzegałem znaków drogowych. Do tego piłem mnóstwo wody. Bałem się powiedzieć najbliższym o swoich dolegliwościach, dlatego postanowiłem zrobić badania bez wiedzy rodziny.
Analiza wykazała bardzo wysoki poziom cukru. Lekarz najpierw zaordynował przyjmowanie leków doustnie. Później medycy stwierdzili, że pacjentowi najlepiej zrobi pobyt w szpitalu i wykonanie szczegółowych badań. Okazało się, że cukrzyca typu 1 wymaga stosowania insuliny.
– Od sześciu lat do każdego posiłku muszę przyjmować insulinę, a na noc kolejną dawkę. Kłuję się więc cztery razy dziennie – opowiada. – Przed każdą iniekcją – w zależności od tego co będę jadł – muszę przeliczyć dawkę leku. Dietę konsultowałem z dietetyczką i niestety wiele produktów musiałem wykluczyć. Muszę wystrzegać się węglowodanów, a więc kasz, ziemniaków, chleba i makaronów. Unikam też przetworzonych warzyw z dużą ilością cukru, czerwonego mięsa, alkoholu i oczywiście słodyczy. Jem głównie ryby, drób, pieczywo pełnoziarniste lub razowe.
Przed chorobą pan Damian nie uprawiał sportu, tylko czasami wsiadał na rower i wraz z rodziną przejeżdżał kilka kilometrów. Po diagnozie postanowił włączyć regularną aktywność fizyczną do swojego życia.
– Na początku zacząłem uprawiać kickboxing i teakwondo, lecz w czasie pandemii zrezygnowałem z obawy o swoje zdrowie. Mój organizm przyzwyczaił się jednak do regularnego wysiłku i jego brak spowodował, że poziom cukru mocno się rozregulował – mówi D. Kucharczyk. – Wahanie były spore, więc musiałem coś zrobić. Postanowiłem biegać. Początkowo to były niewielkie dystanse, które powoli się wydłużały. Oczywiście wszystko działo się pod kontrolą lekarza, przy częstym sprawdzaniu poziomu cukru, który zaczął spadać i w końcu się ustabilizował.
W walce o zdrowie pana Damiana wspiera rodzina: żona, Ola, dzieci: Oliwier i Martyna oraz rodzice, rodzeństwo i przyjaciele.
Pan Damian trafił do wałeckiego teamu TERMINATOrun, w którego barwach występuje do dziś. Tam poznał ludzi tak samo jak on zakochanych w bieganiu. Z czasem do zespołu dołączyła żona. Biegacz tej zimy zaczął także morsować.
– Bieganie sprawia, że się nie poddaję, a cukrzyca mnie nie łamie. Do tego mam czas na przemyślenia, a każdy pokonany kilometr daje coraz większą satysfakcję. Poprawiłem wydolność organizmu, lecz najbardziej cieszy mnie to, że motywuję innych do walki z chorobą. Na Facebooku i Instagramie opisuję swoje zmagania i odczucia, a także przekonuję, że wysiłek obniża poziom cukru. Mój profil obserwuje spora liczba osób i wiele z nich stwierdziło, że moja walka zmotywowała ich do wyjścia z domów i działania. Chcę promować zdrowy i aktywny styl życia wśród osób dotkniętych cukrzycą. Chcę zachęcić ich do wyjścia z domów, ponieważ izolowanie się na pewno nie pomoże. Nie musi to być bieg, wystarczy spacer i kontakt z innymi ludźmi.
Damian Kucharczyk brał udział w zawodach na 5, 10 i 21 kilometrów, stawał na podium i zdobył koronę półmaratonów polskich. Często bierze udział w charytatywnym Pilskim Nocnym Biegu. Już niedługo, bo 27 stycznia weźmie udział w „V biegu z Pierwszej Stolicy do Stolicy”, gdzie kilku biegaczy wystartuje z Gniezna, by następnego dnia dotrzeć do studia WOŚP w Warszawie. W planach na ten rok jest przebiegnięcie maratonu i być może także ultramaratonu.
– Najważniejsze to nie dać się chorobie i się nie poddawać. Sportowa pasja bardzo w tym pomaga – podsumowuje.
Piotr Szypura