Mecz z rezerwami Błękitnych Stargard należał do gatunku tych, w których można było mieć nadzieję na poprawę mizernego dorobku punktowego przez drużynę Orła. Przebieg tej konfrontacji – zwłaszcza w pierwszej połowie – potwierdził, że te nadzieje nie musiały być płonne. Jednak drugie 45 minut brutalnie zweryfikowały te marzenia piłkarzy, trenerów, działaczy i kibiców wałeckiej ekipy – Orzeł przegrał mecz, którego przegrać nie powinien.
Orzeł Wałcz – Błękitni II Stargard 0-1 (0-0)
Orzeł: Edwin Odolczyk – Jakub Krzemień, Szymon Bezhubka, Konrad Trzmiel – Krystian Kasperek,Vinzenzo Riccio (Konrad Lipiński), Patryk Ściurkowski (67′ Jakub Kraszkiewicz), Daniel Popiołek (67′ Paweł Wegner), Konrad Mularczyk, Wojciech Suślik – Jakub Kuzio.
Inauguracja rundy rewanżowej sezonu 2023/24 na stadionie w Wałczu nie ściągnęła na trybuny stadionu miejskiego zbyt wielu kibiców. Do wizyty na obiekcie nie zachęciły chyba widzów ani marcowa aura, ani kiepska postawa wałeckiego zespołu. Obowiązująca w świecie sportu zasada, że atmosferę buduje wynik, raz jeszcze znalazła swoje zastosowanie.
Do pierwszej jedenastki, którą w sobotę 9 marca posłał do boju trener Orła Dariusz Pilip, po odcierpieniu pięciomeczowego zawieszenia wrócił Daniel Popiołek. Ponieważ jednak suma nieszczęść musiała się zgadzać, na boisku zabrakło kapitana i filaru defensywy Marka Hermanowicza, który w Koszalinie obejrzał czwartą żółtą kartkę i poczynaniom swoich kolegów musiał przyglądać się z boku i widać było, że kosztowało go to mnóstwo nerwów.
Od pierwszych zagrań stało się jasne, że mecz nie będzie wielkim widowiskiem. Nie mogło być inaczej ze względu na stan boiska przy ul. Wojska Polskiego, które uniemożliwiało normalne rozgrywanie akcji, bo grą rządził przypadek. Jeśli tak dobrze wyszkoleni technicznie zawodnicy jak Konrad Mularczyk, Patryk Ściurkowski czy Daniel Popiołek mieli poważne problemy z przyjęciem i celnym podaniem piłki, to znaczy, że inni zawodnicy… mieli tych problemów jeszcze więcej. Trudno powiedzieć, czy rozegranie tego meczu na euroboisku podziałałoby na korzyść wałeckiego zespołu czy wprost przeciwnie, ale na pewno zyskałoby na tym widowisko.
Mecz od pierwszego gwizdka był bardzo chaotyczny. Piłka krążyła pomiędzy zawodnikami obydwu drużyn często niezależnie od ich woli. Próby konstruowania składniejszych akcji z góry skazane były na niepowodzenie, a kibice setnie się nudzili, bo sytuacji podbramkowych nie było nawet na lekarstwo. Minimalnie lepsze wrażenie sprawiali goście, w składzie których występowało kilku piłkarzy z 3-ligowym stażem w pierwszej drużynie Błękitnych.
Spotkanie zaczęło przypominać mecz piłki nożnej dopiero około 20. minuty. Wtedy właśnie Mularczyk obsłużył sprytnym podaniem Krystiana Kasperka, ale obrońcy gości zareagowali w porę. Kilka minut później to goście napędzili stracha drużynie Orła. Po ich szybkiej kontrze na czystą pozycję wybiegł jeden z graczy Błękitnych, ale z okazji nic nie wyszło, bo zawodnik… stanął na piłce, która odbiła się przed chwilą w zupełnie nieprzewidywalny sposób.
Na kolejną groźniejszą akcję Orła trzeba było poczekać do 34. minuty, kiedy Mularczyk posłał dokładną centrę na głowę Kasperka, ale piłka po strzale skrzydłowego gospodarzy przeleciała nad poprzeczką. Za chwilę jeszcze bliżej strzelenia bramki był Jakub Kuzio, ale jego uderzenie z dystansu otarło się o poprzeczkę i wyleciało na aut bramkowy.
W 39. minucie wydawało się, że Orzeł musi objąć prowadzenie. Daniel Popiołek pięknym, prostopadłym podaniem obsłużył Kasperka, który stanął oko w oko z bramkarzem Błękitnych, ale ten wybiegł z bramki i zablokował strzał. O ile trzeba pochwalić Kasperka za dobre znalezienie się w tej sytuacji, to już za skuteczność na pewno nie. Tym bardziej, że podobną okazję – też niewykorzystaną – gracz Orła miał również w meczu z Gwardią w Koszalinie.
Dwie minuty przed przerwą na kolejny strzał z dystansu zdecydował się Kuzio. Piłka skozłowała przed bramkarzem Błękitnych i odbiła się w zaskakującym kierunku, uderzając golkipera w ramię. Niestety, później przeleciała nad poprzeczką… Rzut rożny wykonał Popiołek i zacentrował w kierunku Mularczyka. Piłkarz Orła miał idealną okazję do strzelenia gola, jednak chyba minimalnie za długo czekał na ruch bramkarza i w efekcie nieczysto trafił w piłkę przy próbie uderzenia w kierunku dalszego słupka. Futbolówka nie doleciała nawet w pobliże linii bramkowej.
W ostatniej akcji pierwszej połowy blisko objęcia prowadzenia byli natomiast Błękitni. W doskonałej okazji znalazł się doświadczony Zdunek, który z piłką przy nodze wbiegł w pole karne Orła. Przytomnie zachował się jednak Edwin Odolczyk, który rzucił się pod nogi napastnika ze Stargardu. Ten ominął bramkarza Orła, ale w efekcie musiał strzelać z ostrego kąta i trafił w boczną siatkę.
Drugie 45 minut gospodarze grali pod dość silny wiatr, ale zaczęli od mocnego akcentu. O piłkę w polu karnym Błękitnych powalczyli Kuzio z bramkarzem gości. Ten drugi próbując odbić futbolówkę zaczepił ręką o nogę wałeckiego napastnika, a ten upadł z głośnym krzykiem. Ławka Orła i kibice na trybunach domagali się rzutu karnego, ale arbiter ukarał żółtą kartką Kuzio, a karą zespołową był rzut wolny dla drużyny Błękitnych. Czy sędzia podjął prawidłową decyzję? Kontakt wprawdzie był, ale napastnik Orła dodał dużo od siebie, więc wydaje się, że o błędzie sędziowskim mowy być nie mogło…
Pięć minut później dobrym zagraniem popisał się mało dotychczas produktywny Ściurkowski, który podał na głowę Kasperkowi, jednak jego strzał z 5 metrów obronił bramkarz gości.
A po kolejnych pięciu minutach było już 0-1. Goście znaleźli się z piłką w polu karnym Orła. Jeden z graczy Błękitnych sprytnie kopnął piłkę w kierunku stojącego 2 metry od niego Szymona Bezhubki. Stoper Orła był do swojego rywala ustawiony bokiem, miał naturalnie ułożone ręce, ale futbolówka trafiła w jedną z nich, a sędzia Michał Świderski zdecydował się podyktować rzut karny. Na nic zdały się protesty samego Bezhubki, innych wałeckich piłkarzy oraz sztabu trenerskiego Orła. Jedenastkę pewnie wykorzystał Zdunek. Co prawda Odolczyk wyczuł jego intencje, ale strzał był zbyt mocny i dokładny, by bramkarz Orła mógł dosięgnąć piłkę.
Trener Pilip zareagował na to po kilku minutach dwoma zmianami, a w końcówce meczu trzecią, ale żaden z wprowadzonych piłkarzy nie był w stanie odwrócić przebiegu meczu. Piłkarzom Orła zaczęło się śpieszyć, grali jeszcze mniej dokładnie, niż przed stratą gola i generalnie bili głową w mur. Pomocnicy i obrońcy Błękitnych bez większych problemów radzili sobie z rozbijaniem ataków gospodarzy, a Orzeł miał poważne kłopoty nawet nie ze stwarzaniem sytuacji strzeleckich, tylko z przedostawaniem się w pobliże pola karnego rywali. Defensywa Błękitnych prezentowała się w drugiej połowie bardzo solidnie.
Najdogodniejszą sytuację do strzelenia wyrównującej bramki wałczanie wypracowali sobie w 87. minucie. Kasperek wykonywał wtedy rzut wolny z prawej strony boiska, z odległości ok. 25 metrów od bramki gości. Piłka wrzucona została na 5. metr od bramki, golkiper Błękitnych wypiąstkował ją wprost na nogę Mularczyka, a ten uderzył z woleja z linii pola karnego i pomylił się nieznacznie. Kilka minut później sędzia zagwizdał w tym meczu po raz ostatni.
W meczu z Błękitnymi trzeba pochwalić przede wszystkim Odolczyka, który zagrał bardzo pewnie i nie popełnił żadnego błędu. Na dobrym poziomie zaprezentowali się Bezhubka, który wystąpił nie w pełni zdrowia, Mularczyk i – poza skutecznością – Kasperek. Trochę więcej spodziewano się po grze Kuzio, który dzielnie walczył z obrońcami gości, ale nie przełożyło się to na widoczne konkrety. Cały zespół Orła zagrał ambitnie, ale tak naprawdę trudno chwalić piłkarzy za to, że nie lekceważą swoich obowiązków.
Sytuacja Orła w tabeli po sobotniej porażce stała się już bardzo nieciekawa, ale strata do pierwszego teoretycznie bezpiecznego miejsca w tabeli wynosi tylko trzy punkty. Kolejną okazją do wydostania się ze strefy spadkowej wałczanie będą mieli już w sobotę 16 marca, kiedy o 14.00 zagrają w Szczecinku z MKP. Czy mają szansę na zdobycz punktową? Jasne, że tak. Po pierwsze, każdy mecz zaczyna się od wyniku 0-0, a po drugie, w rundzie jesiennej Orzeł pokonał u siebie MKP 4-2 po golach Hermanowicza, Buraka, Ściurkowskiego i bramce samobójczej. Było to jedno z zaledwie trzech zwycięstw, odniesionych przez wałecki zespół w tym sezonie. Z drugiej strony, MKP wywalczył do tej pory 21 punktów, czyli bez mała dwa razy tyle, co Orzeł, a w ostatnim meczu pokonał na wyjeździe Odrę Chojna. Łatwo więc z pewnością nie będzie, ale wałecki zespół musi wreszcie udowodnić, że składa się z facetów, a nie chłopaków. Czas najwyższy!
Tomasz Chruścicki