W skandalicznych okolicznościach przerwane zostały obrady jubileuszowej, 75. Sesji Rady Miejskiej. 11 radnych antyburmistrzowskiej większości poparło wniosek Zdzisława Rydera o przerwanie Sesji z powodu przyjazdu do Wałcza premiera Mateusza Morawieckiego.
Wbrew zasadom, obowiązującym przy tworzeniu takich publikacji, sprawozdanie z wtorkowej (26 września) Sesji Rady Miasta zacznę od końca. Otóż po przyjęciu sprawozdań z działalności w 2022 roku Zakładu Enegetyki Cieplnej, Zakładu Wodociągów i Kanalizacji, Towarzystwa Budownictwa Społecznego oraz Zakładu Komunikacji Miejskiej o głos poprosił radny Zdzisław Ryder (PiS), który zgłosił wniosek formalny o przerwanie obrad do 27 września do godz. 15.00. Radny uzasadnił złożenie swego wniosku tym, że w Wałczu oczekiwana jest wizyta premiera Mateusza Morawieckiego. Z. Ryder poinformował również, że podczas spotkania z premierem on oraz przewodniczący Rady Maciej Goszczyński będą poruszać tematy, którymi mieszkańcy Wałcza żywo się interesują.
Przed głosowaniem nad tym wnioskiem o głos poprosił radny Paweł Łakomy, który był zainteresowany, czy na spotkanie zaproszony został burmistrz Maciej Żebrowski.
Okazało się jednak, że burmistrza na liście zaproszonych na spotkanie z premierem osób nie było. Przewodniczący Rady wyjaśnił, że ma obowiązek przeprowadzić głosowanie nad wnioskiem formalnym. Okazało się, że poparło go 11 spośród 18 biorących udział w Sesji radnych: Maria Minkowska, Marek Giłka, Zdzisław Ryder i Maciej Goszczyński (wszyscy z PiS), a ponadto Anna Ogonowska i Tadeusz Gnojewski (Niezależni), Bogusława Towalewska, Halina Kuch, Katarzyna Wilczyńska i Alfred Mikłaszewicz (Wspólny Wałcz) oraz Piotr Romanowski (niezrzeszony). Przeciwni byli Anna Korzeniewska, Magdalena Świątkowska, Bartosz Ćmiel, Paweł Łakomy i Dariusz Szalla (Koalicja Obywatelska) oraz Andrzej Ksepko (ORS Przyszłość), a Kamila Trojanowska (ORS Przyszłość) wstrzymała się od głosu.
W tej sytuacji nie pozostało nic innego, jak ogłosić przerwę w obradach do dnia następnego, czyli do 27 września.
Teraz pora wrócić do chronologii. Sesja rozpoczęła się od tradycyjnego sprawdzenia quorum (obecnych 18/21 radnych) i ustalenia porządku obrad, do którego burmistrz zgłosił dodatkowo procedowanie nad dwoma projektami uchwał, dotyczącymi rozbudowy i modernizacji sieci miejskiego monitoringu oraz przejęcia przez miasto zadania z zakresu upowszechniania kultury oraz promocji. Wobec przerwania Sesji, w chwili pisania tego tekstu można jedynie przypuszczać, że chodzi o utrzymanie Chóru Akademickiego.
Później omawiane były sprawozdania z działalności w 2022 r. spółek skarbu gminy.
Sprawozdanie złożone przez ZEC radni przyjęli bez żadnej dyskusji i jednogłośnie.
W trakcie dyskusji nad sprawozdaniem ZEC pojawiło się kilka ciekawych wątków. Radna Bogusława Towalewska interesowała się – w kontekście wszystkich miejskich spółek – podwyżkami, które otrzymali członkowie Rady Nadzorczej, członkowie Zarządu spółki ZWiK oraz jej pracownicy. Burmistrz Maciej Żebrowski potwierdził, że podwyżki dla członków Rad Nadzorczych rzeczywiście były, dotyczyły wszystkich spółek i zadeklarował, że nie widzi w tym nic nadzwyczajnego, ponieważ praca w radach nadzorczych wymaga szczególnego wykształcenia, kompetencji i doświadczenia, a osoby, które te funkcje pełnią, powinny być odpowiednio wynagradzane.
B. Towalewska pytała prezesa ZWiK Tomasza Rzemykowskiego czy jest prawdą, że jest on głównym księgowym spółki w Lubaszu oraz czy wykorzystuje służbowy samochód do celów prywatnych. Prezes przyznał, że w wolnym czasie rzeczywiście pracuje jako księgowy w Lubaszu oraz zapewnił, że służbowe auto wykorzystuje na podstawie umowy wyłącznie po to, by dojeżdżać do pracy (prezes mieszka w Pile), za co zresztą płaci. Zapytany o to, ile płaci – oświadczył, że chodzi o kwotę ok. 500 zł miesięcznie, a przyznany limit kilometrów wynosi 1500 km miesięcznie.
Radny Tadeusz Gnojewski pytał burmistrza o plany działania ZWiK, dotyczące miejsc, które po obfitszych opadach są systematycznie zalewane. T. Rzemykowski zapewnił, że spółka dostrzega ten problem, a nawet podjęła już w tym kierunku pewne działania. Miejsc zalewowych jest w Wałczu 15-16, a najbardziej zagrożone są Rondo Armii Krajowej oraz budynki na ul. Południowej. Zabezpieczenie niektórych z tych rejonów jest stosunkowo proste i względnie tanie, bo pochłonie kwoty rzędu kilkuset tysięcy złotych, ale w części przypadków potrzebne są inwestycje o wartości 1, 2, a nawet więcej milionów złotych, na co spółki po prostu nie stać.
Radni przyjęli sprawozdanie z działalności ZWiK przy 1 głosie wstrzymującym się.
Dłuższa dyskusja wywiązała się również przy omawianiu sprawozdania Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Odpowiadając na pytania radnych prezes TBS Mariusz Eysymontt potwierdził, że stan należących do miasta budynków i mieszkań jest często opłakany, a pieniędzy na remonty spółce z czynszów pozostaje niewiele. Prezes wyliczył, że gdyby TBS przez 10 lat dysponował kwotą 1 mln zł rocznie, mogłoby to odczuwalnie poprawić sytuację. Większego zastrzyku finansowego spółka nie byłaby jednak w stanie spożytkować, bo w Wałczu brakuje… firm budowlanych. TBS buduje w tej chwili 48 mieszkań, co pozwoli o połowę skrócić kolejkę osób, oczekujących na przydział lokalu.
Rada jednogłośnie przyjęła sprawozdanie TBS.
Identycznym wynikiem zakończyło się również głosowanie nad sprawozdaniem ZKM. Radny Andrzej Ksepko wrócił w czasie dyskusji do lansowanego w kampanii wyborczej w 2019 roku pomysłu Bogusławy Towalewskiej i Macieja Żebrowskiego, dotyczącego wprowadzenia w Wałczu bezbiletowej komunikacji zbiorowej. Prezes ZKM Marek Wiza poinformował, że dochód spółki z tytułu sprzedaży biletów sięga 20 – 25 tys. zł miesięcznie, co oznacza, że miasto musiałoby przeznaczyć 25-30 tys. zł, aby pasażerowie nie musieli za bilety płacić. A. Ksepko uznał, że kwota jest niewielka i zaapelował do Rady o przyjęcie stosownej uchwały.
A potem nastąpił punkt, od którego zaczęliśmy nasze sprawozdanie…
Tomasz Chruścicki
Od autora. Pozwolę sobie wrócić do tematu przerwania obrad. Wydaje mi się, że nie jestem jakimś wielkim politycznym oszołomem. Wbrew temu, co czasami słyszę od radnej Bogusławy Towalewskiej, nigdy nie nazwałem antyburmistrzowskiej koalicji „egzotyczną”. Wbrew pozorom, takich politycznych „małżeństw z rozsądku”, jakim w Wałczu jest koalicja złożona z PiS, Wspólnego Wałcza (a więc lewicy) i Niezależnych (czyli też lewicy, tylko trochę innej), jest w Polsce trochę. I wcale nie uważam, że jej twórcy kierowali się chęcią przejęcia stołków, bo stołkami dzieli akurat burmistrz, a funkcje w Radzie aż takiego splendoru i apanaży nie dają. Ot, dogadali się, bo burmistrz przestał być bohaterem z ich bajki, i tyle. Zdarza się.
Teraz pozwolę sobie wygłosić opinię, dotyczącą przyjazdu do Wałcza premiera Mateusza Morawieckiego. Chociaż – mówiąc ściśle – będą to dwie opinie. Pierwsza będzie akuratna przy założeniu, że premier przyjechał do COS OPO Wałcz wyłącznie po to, żeby obejrzeć nowiusieńką, rzeczywiście wspaniałą halę wielofunkcyjną, za którą rząd PiS zapłacił ok. 76 milionów złotych. Chociaż… właściwie to wszyscy zapłaciliśmy, ale żeby nie było – ja się akurat z tej hali cieszę i wszystkim, którzy doprowadzili do jej powstania szczerze gratuluję. Uważam to za o wiele lepszą inwestycję od kupowania wyborczych głosów. I w tym przypadku zrozumiałbym nawet to, że wizyta premiera była utajniona prawie tak samo, jak niedawny pobyt prezydenta Zelenskiego w Lublinie. Kto miał wiedzieć (czytaj: hufce działaczy i sympatyków PiS), ten wiedział, a kto miał się znaleźć na liście zaproszonych wybrańców, ten się znalazł. A reszta? Reszta niech się zajmie czymś innym, na przykład jazdą na rowerze – byle nie w kierunku Bukowiny… Wypisz – wymaluj, późny Gierek, który jeździł do Huty Katowice z gospodarskimi wizytami – ale niech tam, skoro tak lubią…
Jeśli jednak premier przyjechał DO WAŁCZA – a tak przedstawił to na Sesji radny Zdzisław Ryder (już tylko dla porządku przypomnę, że w cywilu jest on dyrektorem ośrodka na Bukowinie) – to owszem, niechby sobie tę halę pan Morawiecki oglądał do woli, ale powinien też – przynajmniej moim skromnym zdaniem – znaleźć czas na spotkanie z mieszkańcami (i niekoniecznie z zakonem PiS) oraz władzami miasta. Mówiąc ściśle, premier miał się spotkać – i zapewne (bo tego nie wiem) spotkał się – z przewodniczącym Rady Maciejem Goszczyńskim i radnym Zdzisławem Ryderem (zbieżność nazwisk nieprzypadkowa). Że dyrektor Z. Ryder – to rozumiem. Ale Maciej Goszczyński? Tego nie rozumiem, a dlaczego, to napiszę parę linijek niżej. No i, przepraszam, w jakim charakterze obydwaj panowie spotkali się z Mateuszem Morawieckim? Jako przedstawiciele władz miasta? Ale – tu znowu przepraszam – kto ich do tego upoważnił?
Otóż tak naprawdę upoważnili się sami, chociaż formalnie upoważniło ich do tego 11 radnych. Cały ten problem wziął się z tego, że panowie Ryder i Goszczyński mogli – jeśli chcieli – po prostu nie przychodzić na Sesję i iść na spotkanie z premierem. Dziury w niebie by nie było, obrady mogła poprowadzić wiceprzewodnicząca Rady Anna Ogonowska, a gdyby nie było quorum, to wyznaczony zostałby nowy termin Sesji. Zdzisław Ryder poszedł jednak po bandzie, wnioskując o przerwę w obradach, bo on i przewodniczący za zgodą Rady będą rozmawiać z premierem o ważnych dla mieszkańców sprawach. I taką zgodę otrzymali! Zagłosowali za jej udzieleniem (wymienię ich nazwiska raz jeszcze, bo uważam, że tak trzeba) Maria Minkowska, Marek Giłka, Zdzisław Ryder i Maciej Goszczyński (wszyscy z PiS), a ponadto Anna Ogonowska i Tadeusz Gnojewski (Niezależni), Bogusława Towalewska, Halina Kuch, Katarzyna Wilczyńska i Alfred Mikłaszewicz (Wspólny Wałcz) oraz Piotr Romanowski (niezrzeszony). I jeszcze Kamila Trojanowska z ORS Przyszłość, która nie znalazła odpowiedzi na pytanie, co ma o tym wszystkim sądzić. Niektórymi z tych nazwisk jestem szczerze zaskoczony i rozczarowany. Powiem tak: radnych PiS rozumiem; gdybym był w ich gronie, być może głosowałbym tak, jak oni. Ale reszta? Obowiązkiem KAŻDEGO radnego jest dbać o dobre imię i opinię Rady Miasta, a Państwo tę opinię macie za nic, co udowodniliście swoim głosowaniem. I co z tego, że to premier przyjechał? Czy on ma trzy ręce i dwie głowy (do obrotu nieruchomościami może tak…). I co to za premier, który nie widzi potrzeby spotkania się z władzami miasta, do którego przyjechał?
Na koniec jeszcze jedno: pamiętam spotkanie całej wierchuszki Platformy Obywatelskiej, które przed laty odbyło się również na Bukowinie. Byli na nim między wieloma innymi i prezydent Bronisław Komorowski, i premier Donald Tusk. Tylko, że wtedy nikt nie próbował nawet udawać, że chodzi o coś innego, niż o partyjny konwektykiel. No, i wpuścili tam dziennikarzy, a nie propagandystów…
Dla porządku: na Trzaskowskiego nie poszedłem, bo nie chciałem.
przewodniczący witek/goszczyński dostał rozkaz i wykonał