Miała dość roszczeniowości rodziców i uczniów, głodowej pensji, papierologii oraz wymagań nieadekwatnych do możliwości dzieci, więc zwolniła się ze szkoły i założyła hotelik dla psów. Po dwóch latach działalności nie ma miejsca w kalendarzu i… własnym łóżku. Hotelik ma być bowiem miejscem, w którym zwierzęta czują się jak w domu.
Wieloletnia nauczycielka języka polskiego na rzecz zwierząt działa od zawsze. Miłość do nich wyraża się nie tylko w słowach, ale przede wszystkim w czynach. Od lat angażuje się w działalność Stowarzyszenia Razem dla Zwierząt, którego była prezeską, pracowała jako inspektor do spraw zwierząt, jest terapeutką behawioralną psów, czyli – mówiąc najprościej – psim psychologiem.
– Dla kogoś, kto mnie choć trochę zna, nie było zaskoczeniem, że także swoją zawodową przyszłość będę chciała związać z opieką nad zwierzętami. A że naprawdę byłam już zmęczona pracą w szkole i przestałam przychodzić tam – jak to było wcześniej – z przyjemnością, energią i zapałem, stwierdziłam, że lepszego momentu na spełnienie marzeń nie będzie – opowiada Halina Spieczyńska. – Miałam ściśle określoną wizję hoteliku. Ważna jest dla mnie jakość, nie ilość, dlatego nie przyjmę jednorazowo więcej niż 10 psów. Od tej zasady nie ma odstępstw, bo chcę im zapewnić realizację wszystkich potrzeb na takim samym – lub nawet wyższym – poziomie niż w domach. Plan opieki dostosowuję indywidualnie do każdego zwierzaka: jego rasy, wieku i temperamentu.
Przed zakwaterowaniem każdy gość hotelowy przyjeżdża na tzw. rekonesans. Podczas wizyty zapoznawczej właścicielka poznaje charakter psa i sprawdza, jak reaguje na inne zwierzęta. Wszystko to dzieje się podczas zabawy. Pies ma dobrze poznać teren hotelu, a samo miejsce i opiekunka mają mu się kojarzyć z zabawą. W efekcie podczas drugiej wizyty już od bramy goście hotelowi biegną na plac zabaw, zostawiając w tyle zdumionych i – co się często zdarza – zrozpaczonych właścicieli.
Mimo że hotele coraz częściej otwierają się na gości ze zwierzętami, właściciele często rezygnują z podróżowania z psami z uwagi na niedogodności związane z samą drogą albo plany na miejscu: chodzenie po górach, czy zwiedzanie zabytków sakralnych i muzeów, gdzie zwierzęta nie mają wstępu. Coraz większym zainteresowaniem cieszą się pobyty w okolicach sylwestra. W Różewie jest cicho, bojaźliwe zwierzęta nie są tam więc narażone na stres wywołany hukiem fajerwerków. Bywa tak, że właściciele najpierw rezerwują pobyt w hoteliku, a dopiero potem wakacje dla siebie. H. Spieczyńska ma zarezerwowane już przyszłoroczne terminy. Jej klienci mieszkają nie tylko w Wałczu i okolicy, ale też w Pile, Szczecinie, Bydgoszczy, Poznaniu. Najdłuższą podróż odbył pies z Krakowa, którego właścicielka oświadczyła partnerowi, że nie wyjedzie na wakacje, dopóki nie znajdzie odpowiedniego hotelu dla swojego pupila. Pierwszy raz przyjechał więc na rekonesans, a kiedy test wypadł pomyślnie – drugi raz, kiedy właściciele jechali już na lotnisko.
– Domowego hoteliku dla psów nie ma w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Są kojce i klatki, właścicieli takich miejsc często nie ma na miejscu na noc, pojawiają się tylko w ciągu dnia nakarmić i wyprowadzić psy. Nie chcę tego oceniać, to nie moja sprawa, ja wyznaję po prostu inną filozofię – mówi H. Spieczyńska. – U mnie psy także mieszkają w pawilonach, czyli specjalnie wybudowanych, umeblowanych pokojach, ale to wynika z ich potrzeb, charakteru i specyfiki samej rasy. Niektóre nie mogą i nie chcą przebywać w grupie, potrzebują więcej spokoju. Przyjmujemy też zwierzęta ras uznawanych za agresywne. One mieszkają osobno i są wyprowadzane pojedynczo.
W przyszłym tygodniu gośćmi hoteliku będą m.in. dog niemiecki, owczarek niemiecki, mastiff, amstaff, whippet i shih tzu. Totalny rozstrzał, bo dog niemiecki może ważyć średnio 50 kilogramów, a shih tzu najwyżej 7. Owczarek niemiecki Emir jest pewny siebie, a whippet Edgar delikatny i bojaźliwy. Wszystkie te psie rozmiary i charaktery trzeba pogodzić.
– Nie boję się żadnego psa, potrafię postępować z każdym, dlatego często jestem ostatnią deską ratunku dla właścicieli. Ich szczerość przy wypełnianiu ankiety, moje wnioski wynikające z przeprowadzonych podczas rekonesansu obserwacji pozwalają mi tak zaplanować dni, że dla żadnego psa nie zabraknie czasu na kilkudziesięciominutowe spacery – relacjonuje właścicielka. – Zwykle wyprowadzam po dwa, trzy psy. Większe lub uznawane za groźne wyprowadzam pojedynczo. Kiedy mam takich gości, pod koniec dnia licznik wyświetla 40 tys. i więcej kroków, przy czym córka też zabiera psy na spacery. Nie mogę więc narzekać na brak ruchu i świeżego powietrza. Moi goście to często już stali klienci, jestem więc w stanie przewidzieć z którym psem się dogadają i na co ewentualnie powinnam zwrócić szczególną uwagę. Podczas pobytów u mnie nawiązują się prawdziwe psie przyjaźnie, istna miłość i sielanka, chyba że gdzieś zawieruszy się pojedynczy smaczek, w takich sytuacjach nawet dwie najlepsze przyjaciółki mogą się pokłócić. Trzeba mieć więc oczy dookoła głowy i zachowywać stałą czujność.
Do dyspozycji podopiecznych Psiej Przystani są domowe kanapy, łóżka właścicieli, plac zabaw z basenami i namiotem, w którym mogą schować się przed słońcem, pawilony z wybiegami oraz kojec i buda, z której do tej pory żadne zwierzę nie skorzystało.
– Przyjmujemy także psy podwórkowe, ale mimo że dołożyliśmy wszelkich starań, żeby i kojec, i buda, były jak najwygodniejsze, czyste, odpowiednio ogrodzone i zacienione, nie potrafię umieścić w nich zwierząt. Sumienie mi nie pozwala, taki mam charakter – uśmiecha się H. Spieczyńska. – U mnie zawsze psy mieszkały w domu. Niektórzy właściciele nie życzą sobie jednak wprowadzania podwórkowych psów do domu i uczenia ich spania na kanapie. Szanuję to i w ramach kompromisu ustalamy, że na czas pobytu u moim hotelu zamieszkają w pawilonie.
Starsze psy i te, które z innych przyczyn mają problemy z poruszaniem się, jeżdżą na spacery w specjalnych wózkach. Wymagające szczególnej troski zwierzęta zajmują zresztą specjalne miejsce w sercu właścicielki. Sama opiekuje się schroniskowymi psami, które nie miały szans na adopcję i psem do zadań specjalnych – Peppą. Wśród pochodzących ze schroniska są: 17-letnia Lejba, zwana Babcią, Bella, której imię jest bardzo na wyrost, ponieważ jest w typie tzw. psa nieadopcyjnego, czyli czarna, duża, wiekowa i – choć właścicielka stanowczo temu zaprzecza – niezbyt urodziwa. Przed utopieniem uratowany został niewidzący na jedno oko Zbóju, który ma słabość do gromadzenia piłeczek w sobie tylko znanych miejscach. Peppa z kolei to suczka, która wraz z rodzeństwem została porzucona przy drodze. Jest śliczna, więc pewnie znalazłaby inny dom, ale została zaangażowana do pomocy przy realizacji zajęć, które H. Spieczyńska prowadzi w szkołach i przedszkolach w ramach działalności Stowarzyszenia Razem dla Zwierząt.
Wiedza na temat psów, zdolność ich obserwacji oraz lekkie pióro właścicielki owocują szerokimi opisami przygód hotelowych gości, publikowanymi systematycznie w mediach społecznościowych. To kolejny element wyróżniający Psią Przystań wśród innych hoteli.
– Niektórzy właściciele nie kryją, że rezerwują pobyt swojego psa w moim hoteliku z uwagi na opowieści o moich gościach, które publikuję. Chcą, żebym zaobserwowała ich zwierzę i coś o nim napisała – mówi. – Codziennie wrzucam też na stronę relacje ze spacerów, zabaw, kąpania w stawie, czy snu. Właściciele mają więc pełny obraz tego, co robią u mnie ich psy. Mój hotel to po prostu takie miejsce, w którym sama chciałabym umieścić swoje zwierzęta podczas mojej nieobecności.
Zuzanna Błaszczyk-Koniecko