O przekraczających dwa miliony złotych nieprawidłowościach w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Pile, złożonych w związku z nimi doniesieniami do prokuratury, budowie słynnej na całą Polskę łazienki z garderobą, spadku zaufania do leśników, będącego pokłosiem upolitycznienia i braku transparentności w lasach, oraz o sposobach na jego odbudowanie z dyrektorem RDLP Pile Tomaszem Partyką rozmawia Zuzanna Błaszczyk-Koniecko.
Kto zaproponował Panu objęcie tego stanowiska?
– Dyrektor Generalny Lasów Państwowych, którego dobrze znam, któremu ufam i który ufa mnie. Znamy się od wielu lat, razem studiowaliśmy. Mamy podobne cele i podobną wizję zarządzania lasami. Nam naprawdę zależy na dobrej gospodarce leśnej, nie na stanowiskach. Ja tyle już ich przeszedłem, że jedno w tą, czy w tą nie robi mi różnicy.
Mój tata był pierwszym dyrektorem regionalnej dyrekcji w Pile w latach 80. zwanej Okręgowym Zarządem Lasów Państwowych. Pomyślałem, że to ładna klamra, ale też okazja, a przede wszystkim obowiązek, żeby poprawić wizerunek leśników i poprawić sposób zarządzania mieniem Skarbu Państwa.
Kiedy obejmował Pan to stanowisko, zapowiadał Pan, że konieczne będzie przeprowadzenie audytu. Jakie są jego efekty?
– Zlecenie audytu po objęciu tak wysokiego stanowiska to standardowa procedura. Chciałem zrobić bilans otwarcia, żeby się zorientować w funkcjonowaniu RDLP, ale też samego biura dyrekcji. Audyt przeprowadzili zewnętrzni audytorzy, specjaliści w swojej dziedzinie. To miało zapobiec ewentualnym zarzutom o rewanżyzm. Audytor badał m.in. organizację biura, strukturę zatrudnienia oraz funkcjonowanie poszczególnych wydziałów. Proszę sobie wyobrazić, że w roku 2023 było 6 regulaminów działania biura RDLP, co wzbudziło moje zaniepokojenie. Audyt jednoznacznie wykazał, że w 2023 powstały nowe wydziały, a w związku z tym utworzone zostały nowe kierownicze stanowiska, co przełożyło się na wzrost kosztów. W wielu wypadkach nieuzasadniony. Zmieniliśmy regulamin organizacyjny, na którym będzie się opierać funkcjonowanie RDLP i który nie będzie co chwilę zmieniany po to, by sztucznie tworzyć stanowiska kierownicze. Dla mnie sytuacja była jasna i czytelna. Rozdzielanie na przykład administracji i organizacji albo działu kadr i organizacji miało służyć zatrudnieniu konkretnych osób na kierowniczych stanowiskach. Takie działanie nie miało ani logicznego, ani ekonomicznego uzasadnienia.
Co się stanie z ludźmi, którzy w ten sposób awansowali lub zostali zatrudnieni?
– Każda osoba otrzymała lub otrzyma propozycję zmiany stanowiska. Użyłem słowa otrzyma, ponieważ część tych osób jest z różnych powodów nieobecna.
Rozchorowali się?
– Nie mnie to oceniać, nie jestem lekarzem. Czekam na ich powrót z absencji, żeby zaproponować inne stanowiska, które będą się wiązały ze zmianą pracy i płacy. Chciałbym podkreślić, że kierowałem się tu nie względami osobistymi, ale wyłącznie potrzebą poprawy funkcjonowania biura i względami ekonomicznymi. Wszystko to zostało omówione ze związkami zawodowymi, z których jeden – co niepokojące – rozłożył parasol ochronny nad niektórymi osobami. Nie wiem, czym to jest spowodowane, ale to nieakceptowane, ponieważ każdy pracownik powinien być traktowany jednakowo. Fakty są jednak takie, że część osób objęta jest szczególną ochroną.
Co jeszcze – oprócz kwestii związanych z organizacją pracy RDLP – obejmował audyt?
– Kontrola dotyczyła również zakupów inwestycyjnych. Znaleźliśmy tutaj wiele dowodów na istotną niegospodarność, w związku z czym zawiadomiłem prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa gospodarczego. Kolejna niepokojąca sprawa jest wynikiem już nie audytu, a kontroli wewnętrznej i dotyczy darowizn za rok 2023.
O jakich kwotach mowa?
– To ponad 2,2 mln zł w jednym roku. Wniosków złożonych do RDLP było przeszło 300, przy czym w znacznej części były przesyłane do nadleśnictw z adnotacją, że w miarę możliwości i posiadania środków finansowych dyrektor regionalny prosi o przekazanie darowizny. Co istotne, dyrektor regionalny nie jest uprawniony do udzielania darowizn. To leży wyłącznie w kompetencjach nadleśniczych. I dlatego te wnioski powinny wpływać bezpośrednio do nadleśnictw. Dyrektor nie może w to ingerować.
Co warte podkreślenia, lata 2015 – 2023 są badane w ramach audytu ogólnopolskiego. Ponadto te kwestie są przedmiotem zainteresowania Najwyższej Izby Kontroli.
Jakie instytucje otrzymały darowizny i na jakie cele te pieniądze były przeznaczane?
– Uważam, że to bardzo dobrze, że Lasy Państwowe mają możliwość dofinansowywania organizacji pożytku publicznego z przeznaczeniem na cele społeczno-użyteczne. Te pieniądze mają jednak wspierać cele społeczne, a nie kampanijne. Należy domniemywać, że tak właśnie było, bo w roku 2023, czyli roku wyborczym, szczególnie w ostatnim okresie, przyznano tych darowizn najwięcej. Ponieważ nie mamy żadnych możliwości kontrolowania obdarowanych firm i instytucji, złożyliśmy wnioski do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Organy ścigania sprawdzą, czy pieniądze zostały przyznane zgodnie ze statutem i czy zostały wydatkowane na cele społeczne i użyteczne, wskazane we wniosku. Krótko mówiąc, stawiamy to wszystko z głowy na nogi.
Kto te pieniądze otrzymywał?
– Zarówno szkoły, ochotnicze straże pożarne, fundacje, zajmujące się opieką nad dziećmi z niepełnosprawnościami, jak i związki wyznaniowe, koła gospodyń lub nowo powołane fundacje czy stowarzyszenia, również wyznaniowe. Zaznaczam, że nie chcę oceniać celowości przyznawania tych środków i sposobów ich wydatkowania. Tym zajmą się powołane do tego organy, ponieważ część tych operacji budzi bardzo poważne wątpliwości. Chciałbym jeszcze podkreślić, że obecnie nie ma możliwości przekazywania środków w taki sposób. Po pierwsze, będą decydować o tym wyłącznie nadleśniczowie. Po drugie, będziemy tak konstruowali umowy, że będą wymagały rozliczenia się z tych pieniędzy. Do tej pory umowy nie zawierały takich zapisów, a powinny. Wymagamy też złożenia oświadczenia przez obdarowanego, że te pieniądze zostaną przeznaczone na cele wskazane we wniosku i określone w statucie. Każde nadleśnictwo będzie miało prawo zażądać pełnego rozliczenia.
Skoro o nadużyciach mowa. Korzysta Pan z łazienki przy gabinecie? To chyba najsłynniejszy sanitariat w całej Polsce.
– Nie korzystam. Wiąże się z tym ciekawa historia, bo w dokumentacji widnieje aż 6 nazw tej inwestycji. Raz jest to węzeł sanitarny, innym razem łazienka z garderobą, raz nazywa się tę inwestycję remontem, innym razem budową. A remontować można coś, co już istnieje. Łazienka została jednak zbudowana od podstaw. Mieścił się tam wcześniej gabinet naczelnika wydziału kadr, który został przeniesiony na drugi koniec budynku, z dala od reszty swojego zespołu.
Ja nie neguję sensu tej inwestycji, sprzeciwiam się jedynie wysokim kosztom, miejscu wykonania i przeznaczeniu. Taka łazienka na pewno może przydać się wszystkim pracownikom biura RDLP, którzy przecież często jeżdżą w teren, potem wracają do budynku na przykład na spotkanie z klientem i dobrze, żeby mogli się odświeżyć, przebrać. Tyle tylko, że wejście do niej znajduje się w gabinecie dyrektora. Proszę sobie wyobrazić, że dyrektor odbywa spotkanie i nagle wchodzą tam ludzie z ręcznikami i rzeczami na przebranie. Absurd. Poprzedni dyrektor zbudował tę łazienkę dla siebie. Kosztowała bardzo dużo, bo aż 94 tys., a to dlatego, że znajduje się w miejscu, gdzie nie było wcześniej żadnych przyłączy. Podciągnięcie wody i kanalizacji spowodowało tak wysokie koszty. A można było zbudować ją na parterze, z wejściem z korytarza oczywiście.
Skoro ta łazienka już tu jest, nie będziemy jej przecież likwidować i ponosić nieuzasadnionych kosztów. Przeniesiemy wejście na korytarz i udostępnimy wszystkim pracownikom.
Wątpliwości budzi także organizacja jednodniowych obchodów 45-lecia pilskich lasów, które kosztowały ponad 700 tys. złotych. Trudno mi sobie wyobrazić, na co wydano tak dużo pieniędzy…
– Tak, potwierdzam, koszt tego wydarzenia to przeszło 740 tys. zł. Organizacja obchodów też była objęta audytem zewnętrznym. Obecnie bardzo obszerny materiał jest analizowany przez kancelarię prawną celem wypracowania dalszych postępowań.
Obserwował Pan działalność Lasów Państwowych pod rządami Solidarnej Polski. Spodziewał się Pan, że skala nadużyć będzie tak wysoka?
– Nie było to dla mnie zaskoczenie. W lasach, na różnych stanowiskach, w różnych nadleśnictwach i w różnych systemach politycznych, pracuję już 37 lat. To, co obserwowałem w ostatnich latach, szczególnie w roku 2023, budziło moje najwyższe zaniepokojenie. I nie tylko moje. Z jednej strony widziałem oburzenie u wielu innych pracowników, którzy przyglądali się działalności Lasów Państwowych pod rządami SP. Z drugiej strony widziałem, że się temu poddali, zobojętnieli w strachu przed konsekwencjami. Starałem się to zrozumieć, bo każdy ma rodzinę, zobowiązania, kredyty i utrata pracy jest ogromnym ciosem, a tak się przecież w poprzednim systemie politycznym z niepokornymi nadleśniczymi postępowało. Mnie podziękowano w 1,5 minuty. Mimo to starałem się temu przeciwstawić i oficjalnie o tych nieprawidłowościach mówić. Wraz z innymi leśnikami stworzyliśmy grupę, w której wymienialiśmy się informacjami na temat nadużyć w lasach. Spotykaliśmy się z przedsiębiorcami związanymi z przemysłem drzewnym i usługami leśnymi oraz z politykami, otwarcie mówiliśmy o niegospodarności, błędnym zarządzaniu mieniem Skarbu Państwa, upolitycznieniu lasów, ogromnych ilościach eksportowanego, nieprzerobionego drewna i wielu innych nieprawidłowościach. Naprawdę nie mogliśmy już na to patrzeć. Gospodarujemy mieniem powierzonym przez społeczeństwo, bo to społeczeństwo powierzyło nam lasy i lasy mają być nadal państwowe i samofinansujące się, wspierać społeczeństwo, a nie polityków.
Dużo się mówiło o tym, że poprzedni rząd prowadzi rabunkową gospodarkę leśną. Czy w Pana ocenie tak było rzeczywiście, czy to określenie jest przesadzone?
– To jest na wyrost. Bez względu na to, jaka opcja zarządza Lasami Państwowymi, gospodarkę trzeba prowadzić zgodnie z prawem. A prawem jest w tym przypadku plan urządzania lasu. Ten plan jest robiony przez firmę zewnętrzną i obejmuje 10 lat. Oczywiście leśnik jest po to, by określać bieżące potrzeby danego drzewostanu, wydzielenia itp. My mamy z góry określoną ilość drewna, jaką możemy pozyskać z tytułu prowadzenia gospodarki leśnej w zabiegach pielęgnacyjnych, czy cięciach tzw. rębnych – nie więcej niż na powierzchni 4 ha jednorazowo. Wrażenie, że w ostatnich latach mocno zwiększyło się pozyskanie, wynika z dwóch rzeczy. W 2017 roku nad Polską przeszedł huragan stulecia, który wyrządził ogromne szkody. Leśnicy przy usuwaniu skutków huraganu pozyskali blisko10 mln m3 drewna. Popełniony został błąd, bo w tym czasie powinno się wstrzymać pozyskanie planowe, wynikające z planu urządzania lasu. W związku z tym na rynku pojawiło się zdecydowanie więcej surowca drzewnego, a co za tym idzie pojawiło się więcej firm drzewnych i zakładów usług leśnych, które to drewno pozyskiwały. Po usunięciu katastrofy firmy drzewne i usługowe zostały, a zapotrzebowania na świadczone przez nie usługi nie było, co zaburzyło rynek. Skoro po katastrofie pojawiło się więcej drewna, niektóre firmy eksportowały ten surowiec, na przykład do Chin. Nadużyciem były twierdzenia, że to Lasy Państwowe eksportowały drewno. Lasy na to sobie nie zasłużyły, bo to nie one zajmowały się eksportem. Tu pojawia się kolejny błąd, tym razem w komunikacji.
Drugą rzeczą, która sprawiała wrażenie zwiększonego pozyskania drewna była konieczność wycinki dojrzałych drzewostanów wzdłuż dróg publicznych celem zwiększenia bezpieczeństwa użytkowników tych dróg, jak również zmiana technologii prac leśnych i ich umaszynowienie i koncentrowanie prac w tzw. blokach.
Lasy słynęły niegdyś z otwartej komunikacji. W ostatnich latach ta strategia uległa zmianie. Pana zdaniem poszło to w dobrym kierunku?
– To był ogromny błąd. Lasy powinny być transparentne i otwarcie o wszystkim mówić. A zamknęły się, przez co straciły zaufanie społeczne. Dużo pracy przed nami, żeby tę komunikację poprawić i żeby odbudować nadszarpnięty wizerunek leśnika. W rankingach zaufania społecznego byliśmy tuż za strażakami, na drugiej pozycji, teraz jesteśmy gdzieś na szarym końcu.
Jako RDLP w Pile już zaczęliśmy pracować nad poprawą wizerunku leśników. Organizujemy spotkania z samorządowcami, parlamentarzystami, którzy są przedstawicielami społeczeństwa, prowadzimy edukację leśną z dziećmi, seniorami, organizujemy otwarte spotkania w terenie, wspólne spacery, prelekcje i imprezy. Jedna z nich odbędzie się 31 sierpnia w parku na pilskiej wyspie „Las na wyspie” Chcemy pokazać, że jesteśmy przyrodnikami i opiekunami naszego wspólnego dobra, jakim są lasy. Nie chcemy unikać żadnych tematów, dlatego będziemy mówić także o tym, dlaczego tniemy, dlaczego w takich ilościach i dlaczego w tych konkretnych miejscach. Serdecznie zapraszamy.
Chcemy odbudować zaufanie społeczne i chcemy na nie zasłużyć. Za poprzedniej władzy zdarzały się skrajności, niektóre wypowiedzi były wręcz bezczelne. Słyszeliśmy słowa poprzedniego dyrektora generalnego LP o lewakach, ekoidiotach, ekoterrorystach. Takie słowa nie powinny wychodzić z ust nikogo, a co dopiero tak wysoko postawionego urzędnika. To jest niedopuszczalne i spowodowało niechęć społeczeństwa i organizacji ekologicznych, pożytku publicznego, które te wypowiedzi słyszały. Między nimi a leśnikami wyrósł mur, który musimy teraz skruszyć. Zrobię wszystko, żeby odbudować dobre imię leśników, bo oni na to zasługują.
Przewiduje Pan jakieś zmiany kadrowe na stanowiskach nadleśniczych w powiecie wałeckim?
– Pozwoli Pani, że nie odpowiem na to pytanie. W Nadleśnictwie Płytnica dojdzie do zmiany na stanowisku nadleśniczego, ponieważ Paweł Kałużyński odchodzi na zasłużoną emeryturę. Jesteśmy już umówieni co do szczegółów i terminu.
Będę współpracował z każdym, kto dba o mienie Skarbu Państwa i kto gospodaruje zgodnie z prawem, nie doprowadzając do nadużyć finansowych i gospodarczych. W przypadku stwierdzenia braku profesjonalizmu w zarządzaniu, dbałości o racjonalną gospodarkę leśną i lekceważenie prawa, odwołam ze stanowiska każdego. Niezależnie od tego, czy to będzie zastępca dyrektora, czy nadleśniczy. Na razie nie mam sygnałów o nieprawidłowościach. Wałeckie lasy są dobrze zagospodarowane, współpraca między nadleśnictwami a mieszkańcami i samorządowcami stoi na wysokim poziomie. Mam nadzieję, że będzie tylko lepiej.
Z kiełbasą do ojca Rydzyka Pan nie jeździł. Widziałam za to Pana w telewizji na transmisji ze spotkania wyborczego z Donaldem Tuskiem w Płocku tuż przed wyborami 15 października.
– Zgadza się. Byłem na takim spotkaniu, chociaż to było trochę przypadkowe, wcale się tam nie wybierałem. Tak, jak mówiłem, spotykaliśmy się z grupą doświadczonych leśników, żeby wyrazić swoje obawy o funkcjonowanie Lasów Państwowych. Spotykaliśmy się również z politykami i mówiliśmy o konieczności wprowadzenia zmian w lasach. Dążyliśmy do spotkania z Donaldem Tuskiem, żeby jemu osobiście przekazać nasze obawy i sugestie. O wyjeździe do Płocka 7 października dowiedziałem się z dnia na dzień. Myśleliśmy o spotkaniu w cztery oczy, zostaliśmy jednak wpuszczeni do sali na otwarty wiec. Nie baliśmy się pokazać, chcieliśmy tylko z serca opowiedzieć o sytuacji w lasach i o tym, co nas oburza. Zaryzykowaliśmy, ale jesteśmy dużymi chłopakami i wiedzieliśmy, że może się to skończyć nawet utratą pracy. Nigdy nie byłem i nie jestem członkiem żadnej partii politycznej. Już po wyborach dowiedziałem się, że byłem na czarnej liście…
Dziękuję za rozmowę
Fot. Jarosław Ramucki
Tomasz Partyka to leśnik z ponad 37-letnim doświadczeniem. Przez 15 lat pełnił funkcję nadleśniczego w Wałczu. Został odwołany w styczniu 2019 bez podania przyczyny i bez prawa do odwołania, za to po pełnej kontroli Nadleśnictwa Wałcz, którą jednostka przeszła z wynikiem bardzo dobrym. Od maja 2019 roku do stycznia 2024 pracował jako inżynier nadzoru w Nadleśnictwie Tuczno.
Pan Dyrektor jest wielkim hipokrytom. Zatrudnia konkubinę na główną księgową w biurze dyrekcji.
Jego tatuś miał tam łazienkę do której się wchodziło przez szafę. Nowa uśmiechnięta jakość w Lasach Państwowych, która ma za zadanie zniszczyć 100 letnią polską firmę.
Czas leci i zbliża się termin kiedy “prawdziwym” leśnikom uśmiech zniknie z twarzy.