To było nie lada wyzwanie dla studentów Wałeckiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku: 14 dni w Afryce.
Tę niezwykle barwną podróż rozpoczęliśmy 6 września. Po kilkugodzinnej podróży samolotem, późnym popołudniem wylądowaliśmy w Agadirze w urokliwym hoteliku z charakterystycznymi marokańskim mozaikami. Zanim skończył się nasz pierwszy dzień w Maroku zaznaczyliśmy swoją obecność, czytając publicznie fragment „Kordiana” J. Słowackiego, na znak udziału w tegorocznej akcji Narodowego Czytania, nagraliśmy filmik i wysłaliśmy go do Wałeckiego Centrum Kultury.
Wycieczkę zaczęliśmy od Marrakeszu – miasta zwanego „Perłą Atlasu” . Obejrzeliśmy kilka najstarszych zabytków miasta, m.inn. meczet Kotoubija, Pałac Bahia, ogród Jardin Secret. Klimat Marrakeszu w pełni mogliśmy poczuć, spacerując po placu Dżamaa El Fna – różnorodność barw, dźwięków i zapachów, zaklinacze węży, muzykanci, tłumy handlarzy zapraszających do swoich straganów i przenośnych garkuchni, no i mnóstwo restauracji. Tutaj po raz pierwszy niektórzy z nas mogli spróbować tadżinu – najpopularniejszego marokańskiego dania, które gotuje się i podaje w glinianym naczyniu z pokrywą w kształcie stożka. Tadżin przyrządzony z warzyw i mięsa wołowego, drobiowego albo z jagnięciny, wielbłąda, je się ze specjalnie pieczonym chlebem. Jedliśmy go potem jeszcze kilka razy i żaden smak się nie powtórzył. Przysłowiowym gwoździem programu była tego dnia wizyta w berberyjskiej zielarni, która, oprócz prezentacji ziół, przyniosła nam również wiele dobrej zabawy. A to za sprawą gospodarza tego miejsca, który prezentował nam zalety różnych ziołowych produktów, z dużym wyczuciem i humorem, w dodatku w języku polskim. Jak się potem okazało nauczył się go z Internetu i oglądając filmiki w YouToube.
Kolejnego dnia jedziemy do Fezu – musimy pokonać trasę ok. 500 km. Po drodze zatrzymujemy się w Rabacie – stolicy Maroka – gdzie oglądamy ruiny meczetu i wieżę Hassana z XII w. , Mauzoleum Mohameda V, odwiedzamy artystyczną dzielnicę Kasba Oudaja z tarasem widokowym. Kolejnego dnia zwiedzamy Fez – duchową i religijną stolicę Maroka. Odwiedzamy dawną szkołę koraniczną, meczet, mauzoleum założyciela miasta, spacerujemy po dzielnicy żydowskiej Mellah, zwiedzamy też nieczynną już synagogę. Błądzimy w labiryncie wąziutkich uliczek pełnych sklepików, straganów, warsztatów rękodzielniczych, gwarnej atmosfery – to tutejszy suk czyli arabskie targowisko. Fez to też stolica marokańskiego rzemiosła – odwiedzamy znaną na całym świecie wytwórnię ceramiki feskiej, z podziwem przyglądamy się mozolnej pracy rzemieślników, którzy każdy element wykonują ręcznie. Z zachwytem patrzymy na przepiękne, barwne tkaniny w warsztacie tkackim, oglądamy też ciężką pracę ludzi w garbarni skór i piękne jej efekty. Dzień kończymy kolacją feską i występami folklorystycznymi. Serca widzów kradnie jedna z naszych studentek, która zaproszona do udziału w ceremonii weselnej odgrywa zabawne show.
Kolejnego dnia podróżujemy przez przedgórza Atlasu Średniego do miasta Volubilis, gdzie oglądamy ruiny rzymskiego miasta z I wieku, potem do Meknes, żeby w końcu dotrzeć do Casablanki. W czasie podróży autobusem oglądamy słynny niegdyś film „Casablanka”, który, jak się okazuje, w całości kręcony był w studio. Dla rozczarowanych tą wiadomością, przewodnik pokazuje nam restaurację „Cafe u Ricka”, która powstała dla wielbicieli tego filmu, chyba na otarcie łez. Kontynuujemy podróż, przemieszczając się do Al. Dżadidy – dawnej enklawy portugalskiej, a następnie do nadmorskiego miasteczka Essaouira, które słynie z wyrobów z drewna tui, oryginalnej architektury i artystycznej atmosfery. Odwiedzamy malowniczy port, w którym cumuje mnóstwo niewielkich rybackich łodzi – wszystkie w kolorze niebieskim. Essaouira to też słynne miasto wiatrów. Rzeczywiście wiało mocno.
Wracamy do Agadiru i tu kończy się pierwszy etap naszej podróży. Jadąc szlakiem cesarskich miast, pokonaliśmy około 1250 km. Część osób wraca do kraju, część zostaje na pobyt stacjonarny. Czas płynie teraz leniwie; spacerujemy po Agadirze, odkrywamy ciekawe miejsca, poznajemy i obserwujemy ludzi. W poszukiwaniu pamiątek z podróży odwiedzamy tutejszy suk (rynek) i to jest bardzo ciekawe doświadczenie. Handlarze witają nas z uśmiechem, wołając: Polska, dzień dobry, Lewandowski, Radio Maryja i popatrz za darmo! W Maroku, żeby coś kupić, trzeba się targować, więc próbujemy swoich sił. Dla Europejczyka, który ma cenę wydrukowaną i podaną czarno na białym, nie jest to proste zadanie.
Kiedy słońce łagodnieje, czas spędzamy na plaży, kąpiemy się w oceanie albo w hotelowym basenie. Niektórzy korzystają z propozycji fakultatywnych: dopieszczają swoje ciała w tutejszym hammanie, panowie łowią ryby w oceanie, byli też odważni i wybrali dwudniową wyprawę z noclegiem na pustyni w namiocie nomadów.
Po dwóch tygodniach, pełni wrażeń wracamy do kraju, a na celowniku mamy już kolejny kraj. Tym razem Turcja.
Krystyna Skrzypczak