– Cześć, jestem Rafał. Na amatorskiej arenie sportowej na naszym wałeckim „podwórku”, udało mi się bardzo wiele osiągnąć – czytam wiadomość, do której dołączono zdjęcie z młodym mężczyzną obwieszonym medalami i niemal obsypanym pucharami. To nie dorobek jego życia, tylko jednego – minionego – roku.
Ninja Warrior
Z Rafałem pierwszy raz korespondowałem ponad trzy lata temu, gdy dostał się na casting Ninja Warrior – popularnego programu telewizyjnego typu reality show, w którym trzeba pokonać skomplikowany i bardzo trudny tor przeszkód. Rafał pochwalił się, że jest pierwszym wałczaninem (i chyba jedynym do tej pory), któremu udało się dojść do tego etapu. Odpisałem mu, że jak zostanie zakwalifikowany do programu, to niech da znać. Będziemy wtedy trzymać za niego kciuki. Nie wiem, czy się obraził, ale już nie odpisał. Dobra. Nie dostał się do tego programu i dlatego nie napisał. Wiem, że po jakimś czasie próbował drugi raz pokazać swój sportowy talent przed kamerami Polsatu w tym samym programie, ale też bez powodzenia. Mijały lata… Kilka dni temu otworzyłem od Rafała (po ponad trzech i pół roku) drugą wiadomość. „Cześć, jestem Rafał. Na amatorskiej arenie sportowej na naszym wałeckim <podwórku>, udało mi się bardzo wiele osiągnąć. Tylko w minionym roku wystartowałem w blisko 50 zawodach biegowych, 20 razy stając na podium”. Chłopak odrobił lekcję.
Osobowość
22-letni Rafał Kasielski, student trzeciego roku prawa na Uniwersytecie Szczecińskim, wchodzi do redakcji punktualnie co do minuty, a nawet sekundy. W zasadzie już tym mi imponuje. Jest dobrze zbudowany, wyprostowany i uśmiechnięty. Jest elegancko (ale bez przesady) ubrany. Okulary z dość mocnymi szkłami dodają mu powagi. Nie błądzi wzrokiem. Wszedł tutaj jak do swojego domu. Na luzie, pewny siebie. Od razu widać i czuć, że zna swoją wartość. Wie, co chce osiągnąć. Zresztą chętnie opowie jak wygląda życie studenta, młodego zawodnika, ile tysięcy kilometrów przejechał w ubiegłym roku na zawody i ile go to kosztuje w sferze wysiłku i finansów. Opowie też o bardzo ambitnych planach na ten rok. Po to właśnie tu przyszedł. Dlaczego? A dlaczego nie?
Trzy nazwiska
Rafał urodził się w Wałczu, ale jak miał 10 lat przeprowadził się z rodzicami do Golc i tam już ostał. Pięć wiosen później sportową rywalizację zaszczepił u niego Wiktor Ptak. Ten trener piłki nożnej odegrał na tyle ważną rolę, że Rafał go chwali tak długo, że muszę mu w końcu przerwać. Drugą ważną osobą w sportowym życiorysie jest Marek Skonieczka. Dzięki temu wuefiście i zarazem wychowawcy z gimnazjum, Rafał dochodzi do wniosku, że sport odgrywa w jego życiu ważną rolę. W końcu pojawia się trzecie nazwisko. Hubert Pogrzebski. Sąsiad z Golc. Amator biegania z niezłymi wynikami. To on wyciągnął go na pierwsze zawody.
– Nigdy wcześniej nie biegałem – opowiada Rafał. – Ale byłem tak pewny siebie i swojej kondycji, że jako 16-latek bez żadnego wcześniejszego przygotowania wziąłem udział w pierwszych swoich zawodach biegowych. Hubert jest ode mnie o wiele starszy, więc myślałem, że go na pewno pokonam. Wynik się wtedy nie liczył. Chciałem przebiec i dobiec.
Tymi zawodami była już nieistniejąca Muzyczna Ćwiartka w Pile. Rafał ukończył 10-kilometrowy bieg z niezłym wynikiem 47 minut. Ale z Hubertem przegrał.
– To był przełom. Wiedziałem już, że chcę tylko biegać – wyznaje.
Po ukończeniu wałeckiego gimnazjum Rafał wybrał I LO w Pile im. Marii Skłodowskiej-Curie. Naukę swobodnie łączył z bieganiem. Ale bez żadnego planu i składu. Totalna amatorka. Biegał w zasadzie dla zabawy. Później były studia prawnicze na US. Decyzja, żeby studiować prawo, zapadła już gimnazjum, ale gdyby cofnąć czas, na pewno byłby to kierunek związany ze sportem.
– Bieganie stało się dla mnie znakomitym oderwaniem od kodeksów i przepisów – opowiada Rafał. – Ale ciągle była to amatorszczyzna, dlatego musimy wrócić do Terminatorów.
Terminatorzy
Pięć lat temu wraz Piotrem Mincewiczem i wspomnianym H. Pogrzebskim, Rafał zakłada w Wałczu Team TERMINATORun – amatorską drużynę sportową.
– Zauważyliśmy, że w Wałczu i okolicy sporo osób biega, ale wszyscy są gdzieś porozrzucani. Stwierdziliśmy, że warto wszystkich skonsolidować w jednym miejscu.
Jak postanowili – tak zrobili. Wspólne bieganie o godz. 9.00 co niedzielę na Alei Gwiazd Sportu przyciągnęło 10 stałych biegaczy. Średnia wieku 30 lat.
– Idea terminatorów przetrwała – kontynuuje Rafał. – Dzisiaj nasza grupa liczy około pięćdziesięciu aktywnych biegaczy. Razem jeździmy na zawody, wspieramy się sportowo i naprawdę świetnie się bawimy. To nie tylko motywująca rywalizacja, ale coś więcej. Super ludzie. Wspaniała ekipa. Biegowa rodzina.
Sponsorzy
Rafał nie jest milionerem, dlatego żeby spełniać swoje marzenia, potrzebuje finansowego wsparcia. Na razie udało mu się przebić i przekonać do siebie 5 lokalnych firm: Gastronomik; EM Optyk; AutoShine; siłownię Good Vibes i Jakubek Transport. Jest za to bardzo wdzięczny i po każdych zawodach im dziękuje. Także w naszej rozmowie podkreśla, jak dużo znaczą dla niego sponsorzy. Ma wobec nich zobowiązanie i nie chce zawieść zaufania, co daje mu dodatkowego kopa. Oczywiście nie każdy wyciąga do niego pomocną dłoń, ale nie chce się nad tym rozwodzić i idzie – a raczej biegnie – dalej. Podlicza tylko ogólnie, że udział w zawodach w zeszłym roku to wydatek rzędu 15 tysięcy złotych. Sporo jak na studenta. A jeszcze trzeba z czegoś żyć.
Liczby
Jest takie powiedzenie wśród biegaczy: powiedz o swoich życiówkach, a powiem ci kim jesteś. Więc u Rafała na razie wygląda to tak. 5 km – 17,47; 10 km – 36,44; półmaraton – 1:22,14; maraton – 2:56:35. Naprawdę dobrze. Jak na amatora.
– Do żadnego z tych rekordów nie podchodziłem na 100 procent – zapewnia. – Przyczyna jest jedna. Do wszystkich przygotowywałem się jednocześnie. To znaczy trenowałem tak samo do wszystkich dystansów.
Rafał to tytan pracy. Często wstaje około 5 rano, by zrealizować trening, gdy plan danego dnia nie pozwala na to w późniejszych godzinach. Trenuje 6 razy w tygodniu (w tym raz w siłowni) po dwie godziny dziennie. W tygodniu przebiega na treningach łącznie 80 km. Nie wiemy, jak to znosi jego dziewczyna – Julia, która studiuje w Poznaniu. Czy ci młodzi mają w ogóle czas dla siebie?
– Julia zaczęła biegać, więc serce zaczęło mi jeszcze mocniej bić – wzdycha Rafał. – Na początku były lekkie zgrzyty i trochę gadania, bo wiadomo… trochę jeździłem.
Przypomnijmy: tylko w zeszłym roku było to 50 startów w zawodach.
Miejscowe biegające legendy
Rafał ma jasny cel. Chce być najszybszym maratończykiem w Wałczu. Oczywiście zna (a kto nie zna?!) i bardzo szanuje (a kto nie szanuje?!) Irenę i Mirosława Lasotów, wałeckich długodystansowców. Wie kim jest przybyły przed laty do Wałcza Henryk Więzik, rekordzista polski w maratonie (2:18:10,6) sprzed 50 lat. Mamy też paru innych asów biegowych, którzy raczej pozostają (bo tak chcą) w cieniu, m.in. Darek Hofman, przyjaciel Rafała o 18 lat od niego starszy, który jest na podobnym poziomie biegowym. Jednak rodowitym wałczaninem kojarzonym z maratonem jest niepokonany od… zawsze 56-letni Paweł Maślany. Nasza lokalna sława. Duma biegowa. I przy okazji (kto go zna, ten wie) straszna gaduła. Więc żeby być numerem 1 w Wałczu, Rafał musi jeszcze bardziej trenować.
– Mój rekord maratoński ustanowiłem w 1992 roku, gdy miałem 24 lata i wynosi 2:23:42 – wspomina Paweł. – Słyszałem coś tam o Rafale, ale nie miałem okazji go poznać. Nawet nie wiem, jak wygląda. Życzę mu jak najlepiej. Niech goni swoje marzenia. Jednak niech też wie, że do 60. roku życia będę jeszcze walczył i na pewno się nie poddam, bo ciągle trenuję i czuję się jak młody Bóg.
Epilog
Ten krótki tekst zaczęliśmy od Ninja Warrior i na nim będziemy kończyć, bo tu w redakcji Gazety Wałeckiej mocno wierzymy i trzymamy kciuki za Rafała. Życzymy mu, żeby w końcu spełnił swoje marzenia i dostał się do tego programu telewizyjnego. A później został najszybszym maratończykiem w historii Wałcza.
Marcin Koniecko, fot. Archiwum Rafała Kasielskiego