O walce z czasem podczas kampanii, uczuciach towarzyszących spływaniu wyników, relacjach z konkurentami i planach na czwartą kadencję w Sejmie z posłem Pawłem Suskim rozmawia Marcin Koniecko.
Po długich czterech latach wraca Pan do Sejmu. Proszę przyjąć moje gratulacje. Jakie było pierwsze uczucie, kiedy dotarło do Pana, że znów będzie Pan posłem? Zdziwienie, radość, lęk, mieszanka tych uczuć?
– Dziękuję bardzo. Pierwszym uczuciem była radość spotęgowana wynikiem ogólnopolskim, kiedy podano wstępne sondaże o 21:00 w niedzielę. Radość, że obroniliśmy demokrację. Później podobnie, gdy otrzymałem informację, że udało się wywalczyć mandat. Z tymi emocjami przy czwartej kadencji jest na pewno inaczej, jest dużo spokojniej, ale… tak, radość to było pierwsze uczucie.
A drugie?
– Świadomość cięższej pracy, ponieważ podejmując decyzję o kandydowaniu, wiedziałem, że nie zostawię szpitala.
Czyli nie będzie pan posłem zawodowym?
– Jestem dyrektorem szpitala w Tucznie i musiałem zdecydować, że pozostanę na tym stanowisku. To będzie na pewno generowało większe zaangażowanie. Będę musiał sprostać wielu wyzwaniom, ale nie boję się tego. Jestem przekonany, że uda się to wszystko logicznie poukładać i połączyć – z pożytkiem niewątpliwie również dla szpitala.
Odniosłem wrażenie, że Pana kampania była – mówiąc delikatnie – mało dynamiczna, bardzo wyważona i spokojna. Ograniczała się do wywieszenia plakatów, banerów, publikacji kilku artykułów w naszej gazecie, wpisów w mediach społecznościowych. Nie był Pan zbyt widoczny w terenie. To była Pana strategia?
– Nie. Przyczyna prowadzenia takiej kampanii była bardzo prozaiczna. Po prostu w ostatnich dwóch miesiącach realizuję w szpitalu trzy projekty jednocześnie. Wszystko zwaliło się akurat na czas kampanii. To są skomplikowane rzeczy, wymagające bezpośredniego nadzoru i to im musiałem poświęcić maksimum uwagi. W terenie byliśmy widoczni dopiero po godzinie 15:00.
Czyli miał Pan po prostu za mało czasu.
– Tak. To była kampania z Natalią (Gut-Samborską, długoletnią szefową biura posła Pawła Suskiego – dop. aut.), prowadzona w terenie popołudniami, dodatkowo dosłownie kilka dni urlopowych, które udało mi się wcześniej wygospodarować, żeby pojechać do powiatu choszczeńskiego i drawskiego. Nie zapuszczaliśmy się daleko. Zabrakło czasu. Wspierali nas również Patryk Kleist (grafika, social media), Maciej Czaszyński i Michał Lewczak, Młodzi Demokraci. Nad formalnym przebiegiem kampanii czuwali Janusz Ciaś i Michał Terefenko. Dziękuję im za to bardzo mocno. Dziękuję również za pomoc i wsparcie naszym radnym, Dariuszowi Szalli i Pawłowi Łakomemu oraz staroście i burmistrzowi.
Kto najbardziej pomagał, a kto najbardziej przeszkadzał Panu podczas kampanii?
– Największą pomoc każdego dnia otrzymuję od mojej żony, Estery, która wspiera mnie bezgranicznie. To jest moja szósta kampania i czwarta pozytywna, czyli można powiedzieć, że mam już pewne doświadczenie w planowaniu i opracowywaniu strategii. Istotą rzeczy w kampanii parlamentarnej jest metoda d’Hondta, która m.in. promuje duże ugrupowania. Ponadto lista musi posiadać mocnego lidera, czyli tzw. lokomotywę. Pewnie dlatego nie udało mi się wejść do Sejmu w 2019 roku, ponieważ wtedy lista nie miała tak charyzmatycznej ,,jedynki”. Proszę zwrócić uwagę, że w poprzednich wyborach zdobyłem 8240 głosów, a mandatu nie otrzymałem. W tych wyborach miałem mniej, bo niespełna 6000 głosów, a sukces jest. W tej kampanii liderem listy był Bartosz Arłukowicz, którego wszyscy znają, lubią i cenią. On osiągnął rekordowo wysoki wynik. Taki lider listy zdobywa głosy w każdym powiecie i gminie. Moją strategią było informowanie wyborców, jak ważny jest patriotyzm lokalny, aby Bartek w powiecie wałeckim otrzymał jak najmniej głosów, żeby mi ich nie odbierał. Pisałem o tym na Facebooku i w Państwa gazecie, żeby te głosy skonsolidować ponad podziałami, że warto zagłosować na swojego kandydata. I to się udało, za co bardzo dziękuję.
A kto najbardziej przeszkadzał?
– Nie będę o tym mówił. Nie warto, chociaż otrzymałem informację, że w naszej komendzie policji złożono doniesienie o naruszeniu ciszy wyborczej przez jednego z wałeckich kandydatów.
Przez lata ukuło się takie powiedzenie, że Wałcz zawsze był, jest i będzie lewicowy. Ale jak patrzę na ostatnie wyniki wyborów samorządowych i teraz parlamentarnych, to… w sumie niekoniecznie.
– Nie chciałbym mówić, że wczoraj Wałcz przestał być lewicowy. Tak nie myślę. Lewica osiągnęła słaby wynik ogólnopolski. Byłem na marszu pierwszego października, kiedy Włodek Czarzasty miał bardzo dobre wystąpienie. I nawet media podkręcały to dość mocno, że skradł show. Obstawiałem, że mogą mieć dwucyfrowy wynik, dlatego jestem bardzo zaskoczony i nie mam dzisiaj na to żadnego wyjaśnienia. Naprawdę trudno ocenić co się stało. Jestem zawiedziony, że mandatu nie zdobył Stanisław Wziątek.
Może się zdarzyć, że PSL wejdzie w układ z PiS-em, czy macie już wszystko poukładane?
Pierwszy cel został osiągnięty, PiS utracił mandat do rządzenia Polską, ale teraz może być paradoksalnie trudniejsza rzecz – mianowicie osiągnięcie porozumienia. Większość ludzi, którzy śledzą politykę, wie, że z PSL-em można się porozumieć, natomiast Hołownia jest człowiekiem o niezaspokojonych ambicjach. To może być trudność, bo w polityce liczy się zdolność do zawierania kompromisów. Jestem jednak przekonany, że nie dojdzie do jakiegoś impasu, ponieważ znam Donalda Tuska i wiem, że jest świetnym negocjatorem i aby osiągnąć porozumienie, potrafi pogodzić nawet ogień z wodą.
W jakich komisjach chciałby Pan pracować? Tradycyjnie w komisji obrony narodowej?
– Tak, w tej komisji, w końcu pracowałem już 12 lat. W powiecie mamy dwa garnizony, jest 12 Baza Bezzałogowych Statków Powietrznych w Mirosławcu, która naprawdę wymaga wsparcia. Tak naprawdę ona jest moim dzieckiem, ogłaszaliśmy jej powołanie w lipcu 2015 roku. Przynajmniej od dwóch lat w Mirosławcu powinno stacjonować co najmniej 1000 (był plan na 1100) żołnierzy. Liczyliśmy, że Mirosławiec Górny otrzyma wsparcie. Byłem tam w kampanii i… niestety niewiele tam się dzieje. Zresztą Macierewicz, pełniąc funkcję MON, unieważnił przetargi i wstrzymał rozwój Bazy. Jest 1 Regionalna Baza Logistyczna, o którą zabiegałem, kiedy była tworzona i gdyby nie było mojego lobbingu, dowództwo byłoby w Pile. Jest Brygada Wsparcia, 107 Szpital Wojskowy, który najpierw uratowałem przed wyjęciem poza resortową służbę zdrowia i zabiegałem każdego roku o dotacje celowe. Dziś nadal pomoc jest aktualna. Zresztą dzisiaj bezpieczeństwo jest na ustach wszystkich polityków. Na pewno powalczę o ochronę zdrowia, zniesienie limitowania świadczenia usług medycznych to podstawowy punkt naszego programu (KO). Na pewno zrobię wszystko, aby Zakład Opiekuńczo-Leczniczy w Tucznie został wyremontowany, otrzymał wsparcie w zakresie wymiany sprzętu i urządzeń. Uważam to za absolutną konieczność.
Gdzie widzi Pan jeszcze obszar do lobbowania na rzecz Wałcza?
– Przed nami cały pas obwodnic wzdłuż DK 22: Człopa, Strączno, Wałcz, Ostrowiec i Szwecja. PiS naskładał obietnic sprzed czterema laty i do kampanii wyborczej nic się nie wydarzyło. Warto więc przycisnąć ten temat. Nie zapominajmy o S10 od Bydgoszczy do Szczecina. Tu też póki co mamy pustkę, a to przecież istotny korytarz środkowoeuropejski od Świnoujścia w kierunku Bałkanów. Mamy ogromny problem w lasach, PiS sprzedaje polskie drewno do Chin cały rok, rżnie co się da, wygląda to na gospodarkę całkowicie rabunkową.
A co z zabytkowym dworcem w Wałczu?
– Obecnie państwo remontuje dworce kolejowe. Więc nasz dworzec musi pozostać we władaniu PKP. Jest to obiekt zabytkowy i związany z funkcjonowaniem kolei. Trasa Piła – Szczecin dobrze funkcjonuje i PKP powinno dokonać remontu. Miastu powiatowemu to się należy, tym bardziej, że jest mnóstwo dworców wyremontowanych w dużo mniejszych miejscowościach.
Wracając jeszcze na chwilę do kampanii, co by Pan dzisiaj powiedział swoim konkurentom politycznym?
Dziś kampania potrafi być niezwykle brutalna. Jak wspomniałem wcześniej, to moja szósta kampania i spędziłem wiele lat w wielkiej polityce. Mam ,,grubą skórę”, szczególnie w przypadku anonimowych ataków. Jestem odporny na trollowanie w internecie, mam zasadę niereagowania na bezczelne wpisy z anonimowych kont oraz ich usuwanie, czy blokowanie. Więc nie marnujcie swojego czasu, mnie to nie dotyka.
Będzie się Pan angażował w normalizację stosunków na linii Rada Miasta – burmistrz?
– Porozumienie jest wartością najważniejszą, jego brak generuje destrukcję. Nie tylko obecny burmistrz, ale też była pani burmistrz nie mieli większości w Radzie Miasta. Niestety Rada, wykorzystując ten fakt, zajmuje się atakami i tylko krytyką działań burmistrza, blokując jego propozycje, bardzo często również te dobre i potrzebne w myśl zasady ,,nie, bo nie”. Taka postawa nigdy niczego nie zbuduje, tylko zatrzyma rozwój miasta. To trwa już prawie dekadę i jest bardzo nieodpowiedzialne.
Zaskoczył Pana wynik Marka Subocza?
– Nie. Przy tak obszernym zaangażowaniu samej wizualizacji spodziewałem się, że jego wynik będzie dobry. Marek Subocz zrobił wynik lepszy od mojego i liczyłem się z tym choćby ze względu na jego lepszą od mojej pozycję na liście. Dodajmy do tego jego pracę, zaangażowanie i piastowane funkcje. Szczerze pogratulowałem Markowi tego osiągnięcia.
Zadzwonił Pan do niego?
– Przysłał do mnie gratulacje SMS-em, a ja mu podziękowałem i też pogratulowałem dobrego wyniku.
Jejku, jak elegancko!
– Tak się zachowują normalni ludzie.
Dziękuję za rozmowę.