czwartek, 19 września
Strona głównaAktualnościZabrakło 600 gramów

Zabrakło 600 gramów

Swoją przygodę z wędkarstwem Łukasz Białas rozpoczął w wieku 7 lat. Pasja okazała się trwała,  kontynuuje ją już ponad 30 lat. Wprawdzie nie udało mu się wystartować w indywidualnych mistrzostwach świata, ponieważ aby zostać reprezentantem Polski zabrakło mu zaledwie 600 gramów złowionych ryb, to na swoim koncie ma wiele innych sukcesów.

Pierwsze wędkarskie kroki urodzony w Mirosławcu, a obecnie mieszkający w Wałczu 39-latek stawiał w Drzewoszewie, nad jeziorem Bytyń, gdzie jeździł z rodzicami na wakacje.

– Nikt w rodzinie nie łowił ryb – opowiada Ł. Białas. – Ani dziadek, ani tata nie emocjonowali się wędkarstwem, nie miałem więc skąd czerpać takich wzorców. Jednak w Drzewoszewie na pomoście zawsze siedział znajomy rodziców i wędkował. To on nauczył mnie podstaw. Przez kilka lat łowiłem ryby wyłącznie podczas wakacji. Bytyń to znakomite jezioro. Było tam wiele gatunków ryb, zdarzały się spore okazy.

Później nastąpił okres nastoletniego buntu, kiedy wędkarstwo nie bardzo interesowało młodego Łukasza. Dopiero w dwóch ostatnich klasach szkoły średniej bakcyl wrócił ze zdwojoną mocą.

– W tamtych latach również przeważnie łowiłem w wakacje – opowiada. – Mieszkałem jeszcze w Mirosławcu i głównie wybierałem się na jezioro Kosiakowo. Najczęściej trafiały mi się kilogramowe leszcze, tylko raz złowiłem sporego lina. Lecz tak się jego widokiem zestresowałem, że… nie trafiłem do siatki i odpłynął. 

Później pan Łukasz założył rodzinę, urodziły się dzieci i na wędkowanie zaczęło brakować czasu. Skupił się więc na startach w zawodach i jeżeli już wybierał się na ryby, to raczej w atrakcyjne miejsca, dające gwarancję obfitego połowu. Wyspecjalizował się w połowach z gruntu, to tzw. method feeder – metoda gruntowa, polegająca na łowieniu na średnim i dalekim dystansie przy użyciu specjalistycznego sygnalizatora brań. Ta technika wędkarska zyskała ogromną popularność wśród amatorów łowienia ryb słodkowodnych. Wykorzystanie specjalnych koszyków zanętowych pozwala na precyzyjne dostarczenie zanęty w wybrane miejsce łowiska, przyciągając ryby bezpośrednio do haczyka.

– Jeżdżę w różne miejsca, lecz najczęściej na łowisko Trzaskowo, znajdujące się koło Obornik. – Jest to akwen karpiowy, chociaż trafiają się tam także duże leszcze i spore karasie. Łowiłem również brzany w Odrze w Głogowie, choć było po deszczu i zamulona woda nie sprzyjała żerowaniu ryb. Czasami wybieram się do Stobna na karpie. Wszystko co złowię zawsze wypuszczam do wody. Największą rybę – bo nie każdą się waży – jaką udało mi się złowić był ponad 12 kilogramowy karp. Jest to spory wyczyn, ponieważ łowiłem na zestaw feederowy, przystosowany do połowu leszczy i płoci, a nie na typowy zestaw karpiowy.

Od czasu do czasu wraz z synkiem wybiera się na płotki i krasnopióry nad Raduń czy Zamkowe, choć – jak podkreśla – jest tam dużo drobnicy i aby złapać coś większego, trzeba mieć sporo szczęścia.

– Nad morze się nie wybieram, za to zimą, kiedy roślinność po pierwszych mrozach spłynie, jadę nad Drawę i nastawiam się na klenie. Jest to ryba wyjątkowo waleczna. Jej hol wydziela mnóstwo adrenaliny i daje ogromną satysfakcję – relacjonuje.

Pan Łukasz od 2018 roku uczestniczy w feederowych zawodach wędkarskich. Podczas pierwszych, rozegranych w Darłowie mistrzostwach Polski, zajął 17 miejsce. W kolejnym latach organizowano grand prix Polski. Jest to cykl czterech zawodów – dwa wiosenne i dwa jesienne – po których wyłaniany jest czempion kraju. 

– W grand prix brałem udział przez kolejne cztery lata. Uzyskiwałem dobre wyniki i raz uplasowałem się na 11 miejscu. Pierwsza 10, jako reprezentacja Polski, pojechała na indywidualne mistrzostwa świata do RPA. Zabrakło 600 gramów, żebym to ja pojechał do Południowej Afryki. Największą wędkarską przygodę przeżyłem w 2019 roku w Portugalii. Jako zawodnik brałem udział w drużynowych mistrzostwach świata. Mój zespół z Koszalina najpierw wygrał mistrzostwa kraju, po nich, w Portugalii, zdobyliśmy brązowy medal. Na mistrzostwach Polski również plasowałem się w czołówce. Później musiałem zająć się dziećmi i zrobiłem sobie przerwę. Lecz w przyszłym roku ponownie wystartuję w eliminacjach do grand prix Polski. Natomiast we wrześniu będę rywalizował klubowych mistrzostwach Polski – na łowisku Jeleń, w okolicach Torunia.

Sprzęt to oddzielny temat. Można sobie kupić wędkę za 100 złotych, a można i za 3 tysiące. Są wędziska przystosowane wyłącznie do połowu dużych karpi, czy mniejszych leszczy. Kolejne, dystansowe, pozwalające wyrzucić zestaw nawet na odległość 100 i więcej metrów. Przynęty stosuje się najprostsze, ponieważ są najbardziej skuteczne. Białe robaki, pinki czyli często barwione larwy much, czy jokers ochotka.     

– Staram się startować w zawodach co najmniej dwa razy w miesiącu – dodaje Łukasz Białas. – Sezon rozpoczyna się w marcu i trwa do października, więc rocznie biorę udział w 12 – 15 imprezach. Aby wystartować w zawodach i osiągnąć przyzwoity wynik, należy dużo czasu poświęcić na trening. Zdarza się, że zestaw trzeba wyrzucić dość daleko i musi on zostać dokładnie umiejscowiony. Liczy się tu precyzja wyrzutu i celność, co trzeba wyćwiczyć. Robię to, trenując na naszych jeziorach. Byłem na zawodach, gdzie brania ryb rozpoczynały się ponad 60 metrów od brzegu, należy więc mieć odpowiedni sprzęt i umieć trafiać w okolice wyrzuconej zanęty, czyli tam, gdzie powinna gromadzić się ryba. Sprzęt jest stosunkowo delikatny i każdy błąd przy wyrzucie powoduje splątanie żyłki i złamanie szczytówki wędki.

Zawody to rywalizacja i emocje. A wędkarstwo to obcowanie z przyrodą.

– Dlatego uwielbiam poza zawodami wspomniane zimowe wyjazdy na klenia na Drawie. Okolice są przepiękne, człowiek jest sam na sam z przyrodą, która działa uspokajająco i po takim wyjeździe akumulatory są naładowane do maksimum – podsumowuje wędkarz.

Piotr Szypura

Zobacz również

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Popularne